wtorek, 29 kwietnia 2014

8. Calm, love... I don't wanna hurt you...

*Oczami Caroline*

- Nazywam się Klaus Mikaelson obiecuję wam, że znajdę tą dziewczynę- powiedział mężczyzna, który wszedł przed chwilą do pomieszczenia.
Znałam go.
Znałam ten głos.
Jak na zawołanie wspomnienia z tego dnia wróciły.

***
Ja, Lily i Katherine zostałyśmy wyprowadzone z baru przez trzy zamaskowane postacie. Brunet, który niedawno wszedł do knajpy został w środku wraz z Elijah. Bałam się o Elijah. Mimo iż nie był moją rodziną kochałam go. Dziewczyny zawsze się śmiały, że jestem w nim zakochana, ale ja go kochałam jak brata, którego nigdy nie miałam. Staliśmy przed barem. Byłam trzymana w żelaznym uścisku jakiegoś mężczyzny. Był to mocny uścisk, ale nie bolesny. Mój wzrok powędrował w stronę moich przyjaciółek. Lily była trzymana w przez jakiegoś faceta. Płakała. Spojrzałam na jej siostrę. Katherine była w uścisku jakiejś dziewczyny. Wyrywała się, ale nic z tego nie dało. Zaliczyła tylko kopniaka w plecy. Jej twarz wyraziła ból. Kiedy tylko to zobaczyłam postanowiłam spróbować uwolnić się z uścisku i pomóc przyjaciółce. Zaczęłam się wyrywać. Usłyszałam tylko cichy śmiech. Należał on do mężczyzny, który mnie trzymał. Znowu zaczęłam się szarpać.
Nic to nie pomogło.
Po chwili usłyszałam cichy szept przy moim uchu:
- Spokojnie kochana. Nie chcę cię skrzywdzić.
Mężczyzna miał wyraźny brytyjski akcent. W jego słowach było coś takiego, że gdyby nie fakt, że któremuś z moich przyjaciół może stać się krzywda, z pewnością bym mu zaufała. Po chwili brunet wyszedł z baru i z uśmieszkiem skierowanym w stronę Katherine powiedział:
- Nie żyje.
Co?! Elijah nie żyje?!
Już miałam wybuchnąć płaczem, ale usłyszałam tylko ciche „Przepraszam” od mężczyzny, który mnie trzymał, a potem była tylko ciemność…

***
- Caroline?- spytała Lily, tym samym przywołując mnie do teraźniejszości.
- Tak?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Wszystko w porządku?- zapytała zmartwiona.
- Tak, po prostu się zamyśliłam- mruknęłam.
- Kiedy zacznie Pan poszukiwania mojej siostry?- tym razem skierowała pytanie do Klausa.
Spojrzałam na niego.
To był błąd.
Moje oczy spotkały się z jego. Zahipnotyzowały mnie. Potrafiłabym patrzeć w nie godzinami, a i tak by mi się nie znudziły.
Nie.
Nie ma mowy!
Caroline błagam cię powiedz mi, że nie podoba ci się facet, który pomógł w zabójstwie Elijah!
- Niedługo, ale najpierw chciałbym porozmawiać z każdą z was na osobności- oznajmił.
Na osobności?
Czy tylko mi się wydaje, czy specjalnie to podkreślił?
- Oczywiście- powiedziała szybko Lily.
- Dobrze. To, która pierwsza ze mną porozmawia?- spytał ponownie.
- Może ty Caroline? W końcu masz dzisiaj spotkanie w sprawie pracy i raczej nie chcesz się spóźnić, prawda?- zapytała mnie.
Spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem, ale chyba nie zrozumiała, o co chodzi. Spojrzałam na Mikaelsona. Zauważyłam na jego twarzy uśmiech.
On wcale nie jest żadnym policjantem!
On coś knuje!
I najwyraźniej cieszy go to, że będzie ze mną w jednym pokoju.
Drań.
- Oczywiście- odburknęłam i uśmiechnęłam się sztucznie.
Uśmiech Klausa się poszerzył i skierował ręka w stronę drzwi. Ruszyłam w tamtą stronę, a on za mną. Gdy zamknął drzwi odwróciłam się do niego, ale nie zobaczyłam na jego twarzy tego uśmiechu, który miał wcześniej. Teraz także było widać u niego uśmiech, ale ten był raczej takim diabelskim uśmiechem.
To nie wróżyło niczego dobrego.
- Witaj Caroline- przywitał się.
"Miło cię widzieć ponownie" 
O jejku. Jak on pięknie wymawia moje imię.
Nie. Caroline. Stop!
Nic mu nie odpowiedziałam.
- Miło cię widzieć ponownie- dopowiedział.
Posłałam w jego stronę spojrzenie pełne złości.
- Czego chcesz?- warknęłam.
- Miło jest wiedzieć, że posiadasz nie tylko śliczną buźkę, ale też inteligencje- powiedział.
Puściłam to mimo uszu.
- Gdzie jest Katherine?- spytałam.
- Kochana na wszystko przyjdzie czas- oznajmił.
Kochana?
On za dużo sobie pozwala!
- Caroline nie chciałem z tobą porozmawiać nie o Katherine, ale o śmierci twojej matki- w tej chwili stałam się bardziej zainteresowana tym, co mówi.
- Czego wy jeszcze od niej chcecie?! Nie wystarczy wam, że ja zabiliście?- syknęłam będąc pewna tego, ze stoję przed jednym z morderców mojej mamy.
- Caroline możesz mi wierzyć bądź nie wierzyć, ale nie zabiłem twojej matki- powiedział.
- Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz?- spytałam.
- Nie możesz tego wiedzieć, kochana. Możesz mi tylko zaufać, ale wiem, że na to jest za wcześnie- oznajmił.
- Skoro jej nie zabiłeś, to, po co ci informacje o niej?- spytałam.
- Caroline chce się dowiedzieć, kto ją zabił- powiedział.
- Co? Ale, po co?- nie wiedziałam o co dokładnie zapytać.
- Kochana mówiłem już, że wszystko w swoim czasie- powiedział.
- Ale…- nie dokończyłam.
- Teraz idź do domu i przygotuj się na spotkanie w sprawie pracy- powiedział z uśmieszkiem.
- Trzymam kciuki- dodał.
Ruszyłam w stronę drzwi.
- Do zobaczenia Caroline- rzucił na odchodnym Klaus/
Zaraz.
Dlaczego on powiedział „Do zobaczenia”?

*Oczami Katherine*

Siedziałam na kanapie w salonie Damona. Liam stał w progu tego pomieszczenia i patrzył co chwilę na mnie i bruneta. Po chwili zadzwonił jego telefon. Wyszedł na chwilę, ale po chwili wrócił.
- Dzwonił Klaus. Wszystko idzie tak, jak zaplanowaliśmy- powiedział.
- Dobrze. To teraz zjeżdżaj Payne- powiedział Damon.
Liam tylko kiwnął głową i wyszedł. Byłam sama z mordercą mojego brata.
- Damon…- zaczęłam, ale on mi przerwał.
- Katherine nie zrobię tego. Nie mogę pozwolić, aby policja zaczęła cię szukać. Musze zabrać Caroline i Lily- oznajmił.
- Nie ty nic nie musisz!- krzyknęłam.
- Masz rację nie musze. Ja tego chce- powiedział, poczym skierował się w stronę schodów.
- Idę pod prysznic- okienko nadziei w czarnym tunelu dla mnie zaświeciło.
- Nie ciesz się tak, nie uciekniesz- powiedział jakiś damski głos.
Światełko w tunelu zgasło.
Roseanne.
Czy wspominałam już, że nie cierpię tej dziewczyny.
- Cześć Ross- przywitał się Damon.
- Cześć braciszku. Postanowiłeś już czy ją zabijemy?- zapytała z nadzieją.
- Nie Ross. Nie tkniesz jej rozumiesz?- spytał zły.
- Szkoda. Snułyśmy już z Alice jak ją wykończyć. A właśnie gdzie jest Alice? A no tak. Spotkała Liama przy wyjściu i z nim gada- powiedziała do siebie.
- Alice też tu jest?- spytał zaciekawiony Damon.
- Tak. Zaprosiłam ją tu, bo jest mi nudno, a z tą nie pogadasz- pokazała na mnie.
Alice ;)
- Przywitaj ją ode mnie- powiedział i wszedł na górę.
Po chwili do salonu weszła śliczna blondynka. To z pewnością musiała być Alice. Spojrzała na mnie z pogardą.
- To jest ta cała Katherine?- spytała zdziwiona.
- Tak- odpowiedziała beznamiętnie Roseanne.
- Z tego, co mówiłaś myślałam, że jest ładniejsza. A na mądrą też nie wygląda- powiedziała, cały czas na mnie patrząc.
Nie znam jej, ale już nie lubię.
- Widzisz pozory mylą- powiedziała znudzona Ross, popijając wodę.
- Myślisz, że nas słyszy- zapytała po chwili blondynka.
Nie wytrzymałam.
- Ty naprawdę udajesz czy jesteś po prostu naturalną blondynką?- spytałam.
"Ty naprawdę udajesz czy jesteś po prostu naturalną blondynką?"
Alice spojrzała na mnie. W jej oczach mogłam dostrzec wyższość, zdziwienie, pogarda. Tym razem mój wzrok skierował się w stronę Roseanne. Stała przy blacie z butelką wody i patrzyła na mnie wzrokiem pełnym śmiechu i nutki podziwu.
Podziw u Ross?
Niespotykane zjawisko, a jednak.
- Uważaj na słowa jakaś ty tam na K- powiedziała „groźnie” Alice.
- Bo co mi zrobisz?- spytałam wyzywająco.
- Nie chcesz wiedzieć- powiedziała i chciała mnie uderzyć, ale Roseanne zareagowała.
- Alice! Jeśli Damon zobaczy u niej choćby jedno zadrapanie to własnoręcznie nas zabije, więc się od niej odsuń- powiedziała.
Alice tylko prychnęła.
Postanowiłam wcielić w życie mój drugi plan.
Tak. Mam drugi plan. W końcu jestem Katherine Pierce.
Ruszyłam do sypialni Damona, czyli tymczasowo też mojej. Jakbym nie mogła mieć innej.
"Jeśli chciałaśmnie zobaczyć na nago trzeba było tylko poprosić"
Otworzyłam drzwi. Nie było tutaj bruneta.
- Damon- zawołałam go.
Mój wzrok skierował się w stronę łazienki. Chwilę zastanawiałam się czy wejść do niej czy nie, ale stwierdziłam, że zobaczę czy go tam nie ma. Otworzyłam drzwi do łazienki. Też go nie było.
Ugh!
- Jeśli chciałaś mnie zobaczyć nago trzeba było tylko poprosić- podskoczyłam ze strachu.
Odwróciłam się w jego stronę. Stał w progu pokoju i bezczelnie się do mnie uśmiechał.
Dupek!
Cholernie przystojny dupek!



Cześć!
I oto 8 rozdział.
Pojawił się Klaus ^^
Od razu mówię, że nie tylko na jeden rozdział xD
Mam nadzieję, ze wam się podobało ;)
Osoby, które czytają mojego drugiego bloga „The Klaroline” chce poinformować, że jestem w trakcie pisania 14 rozdziału.
Zapraszam do pozostawania Waszej opinii w komentarzach.
Życzę Wam miłej Majówki!
Pozdrawiam Caroline. 





sobota, 19 kwietnia 2014

7. My sister gone...

- Mamy do pogadania, nie uważasz?- - spojrzałam na niego. W jego oczach nie było widać tego, co wcześniej. Teraz była tylko złość… Kurwa! Katherine w, co ty się wpakowałaś?!
- Jeśli nasza pogawędka- przy słowie „pogawędka”, dzięki swoim palcom, zrobiłam charakterystyczny cudzysłów- Będzie wyglądała tak, że na końcu zamkniesz mnie w pokoju i nie
"Pogawędka"
pozwolisz mi się komunikować z bliskimi to uważam, że nasza pogawędka nie ma sensu- dokończyłam.
Damon nie był zadowolony zdaniem wypowiedzianym przeze mnie przed chwilą.
- Posłuchaj mnie Katherine. Nie ty tutaj dyktujesz warunki i nigdy nie będziesz ich dyktowała. A teraz grzecznie wrócisz ze mną do domu- warknął i złapał mnie za łokieć. Zaczęłam się szarpać.
- Puść mnie! Nigdzie z tobą nie idę!- krzyczałam. Damon spiorunował mnie wzrokiem. Po chwili wyrwałam swoją rękę z jego uścisku i przywalił mu z liścia w policzek.
- To za pocałowanie mnie- warknęłam. Po chwili jednak pożałowałam moich czynów i słów. W jednej chwili byłam już nad ziemią. A dokładniej byłam przerzucona przez ramię bruneta. Zaczęłam go kopać w brzuch, ale to nic nie dało. Wręcz przeciwnie. To mnie zaczęły boleć nogi. Co on tam ma? Kaloryfer? Odłożyłam jednak swoje przemyślenia i postanowiłam uderzać go pięściami w plecy. Nic. Zero reakcji. Czy on jest ze stali? Po chwili usłyszałam otwierające się drzwi. Znów jestem w domu Damona. Kiedy przekroczył próg znów zaczęłam się wyrywać.
- Kurwa Damon! Postaw mnie na ziemie!- krzyknęłam.
- Kochanie, kto nauczył cię tak brzydkich słów?- zapytał. „Kochanie?” On stanowczo za dużo sobie pozwala.
- Brat. Niestety nie będziesz w stanie go poznać, bo pomyślmy. A no tak. Bo go zabiłeś!- warknęłam.
Po chwili zostałam rzucona na kanapę.
- Jeśli nie wiesz wszystkiego Katherine, to trzymaj język za zębami. Przyda ci się ta rada- powiedział oschle. „Nie wiesz wszystkiego.” O co tu chodzi?
- A teraz czekam na przeprosiny- oznajmił mi. Wybuchłam gorzkim śmiechem.
- Co cię tak bawi?- spytał.
- Ty!- wykrzyknęłam.
- Chcesz ode mnie przeprosin? Niedoczekanie!- poinformowałam go.
Uśmiechnął się do mnie szeroko. To wróżyło tylko jedno. Ma na mnie coś, dzięki czemu będę zmuszona go przeprosić.
"Nie mogę stracić kolejnej odoby, którą kocham"
- Dobrze. Niech ci będzie. Chciałem dobrze. Ale teraz zostawię cię na chwilę. Muszę zadzwonić do Klausa i poinformować go, że może już przestać chronić Caroline, a nawet może kogoś na nią nasłać, żeby trafiła do mamusi- przegiął. Jak on mógł? A no tak. To morderca i manipulator. Czego ty się spodziewałaś Katherine? Że on tak po prostu zacznie chronić twoich bliskich? Boże jak ja mogłam być tak głupia?
- Damon proszę nie- wyszeptałam, próbując powstrzymać cisnące się do moich oczu łzy- Nie mogę stracić kolejnej  osoby, którą kocham.
Nie wytrzymałam. Łzy poleciały po moich policzkach.

- Katherine ja- zaczął Damon, ale przerwał mu jego telefon. Odebrał i odszedł na chwilę ode mnie. Starłam łzy z policzka.
- Dlaczego ja płaczę? Ja nie mogę płakać. Pokazuje tylko jaka jestem słaba i żałosna. Choć… Podsumowując. Jestem żałosna. W końcu kto normalny zacząłby szukać zabójcy swojego brata,
"Dlaczego płaczę? [...] Jestem żałosna!"
wiedząc, że naraża innych swoich bliskich na niebezpieczeństwo. Jestem zasraną egoistką! Boże, jaka ja byłam głupia! W ogóle jak ja mogłam pomyśleć, że ten debil ochroni Lily i Caroline?- zaczęłam mój monolog, ale przerwałam go aby otrzeć łzy, które ponownie spłynęły po  moich policzkach.
- Wcale nie jesteś żałosna- odwróciłam głowę w stronę głosu. Damon. Słyszał wszystko, co mówiłam?
- Jestem- oznajmiłam- Gdybym nie była, to nie narażałabym bliskich na niebezpieczeństwo.
- Katherine nie jesteś żałosna. Jesteś jedną z najodważniejszym ludzi jakich znam. I nigdy nie masz prawa mówić o sobie, że jesteś żałosna- powiedział stanowczo, ale nie oschle. Wydawało mi się wręcz, że wszystko, co przed chwilą powiedział jest szczere.
- A co do mojej obietnicy. Ochronię twoich bliskich Katherine. Dzisiaj ktoś chciał potrącić Lily samochodem- oznajmił.
"Złożył na moim czole lekki pocałunek"
- Co?- krzyknęłam przerażona. Mojej siostrze coś się stało. Znów nie wytrzymałam. Łzy ponownie spłynęły po moim policzku. Damon podszedł do mnie i wziął moją twarz w dłonie, tak żebym patrzyła cały czas w jego oczy. Jego oczy były piękne. Nigdy wcześniej nie widziałam takich oczu.
- Spokojnie. Nic jej nie jest. Stefan w porę zainterweniował- powiedział spokojnie.
- Co? Stefan jej pomógł? Mojej siostrzyczce nic nie jest?- wyszeptałam.
- Tak. Nic jej nie jest- powiedział i uśmiechnął się do mnie lekko. Odwzajemniłam uśmiech. Damon powoli zaczął przybliżać swoja twarz do mojej i złożył na moim czole lekki pocałunek.
Liam Payne ;)
Spojrzałam w jego oczy, a on w moje. Powoli zaczął zbliżać się do moich ust. Nagle usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi i odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Nagle w progu salonu znalazł się przystojny blondyn z lekkim zarostem.
- Co tu robisz Payne?- warknął Damon.
- Sprawy się pokomplikowały. Lily i Caroline poszły na policję zgłosić zaginięcie Katherine. Katherine tak w ogóle to jestem Liam- powiedział, przedstawił się, machnął do mnie ręką i uśmiechnął się pogodnie. Odwzajemniłam uśmiech. Liam… Tak nazywał się jeden z przyjaciół
Zayna. Lily i Caroline poszły na policję? Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Więc Payne, zadzwoń, do tego, który wśród nas najlepiej udaje policjanta- powiedział, a Liam tylko skinął głową na znak, że rozumie. Wyszedł na zewnątrz, by zadzwonić. Damon odwrócił się w moją stronę.
- Chyba spotkasz Caroline i Lily szybciej niż myślałem- poinformował mnie. Zaraz. Co? On chce uprowadzić moją siostrę i przyjaciółkę?

*Oczami Lily*

Stałam przed biurkiem Darrena i składałam zaginięcie mojej siostry.
- Więc… Katherine zaginęła po pogrzebie Elizabeth, tak?- podsumował Darrena. Był to młody policjant. Chyba byłby w wieku Elijah, ale nie jestem do końca pewna. Wszyscy zwracali się do niego po imieniu.
- Tak. Powiedziała, że chwile jeszcze zostanie na cmentarzu i, że ja i Caroline mamy jechać do domu, a ona zaraz do nas dołączy- wyjaśniłam.
- Ale nie dołączyła- zapytał Darrena. Pokiwałam głową.
- Macie może jakieś pomysły, gdzie mogłaby być?- zadał kolejne pytanie.
- Nie. Nie mamy- wtrąciła się Caroline, która siedziała na kanapie. Nie chciała tu przychodzić ze względu na mamę, ale w końcu się zgodziła. Zrobiła to dla mnie. Jestem jej naprawdę wdzięczna.
- Dzwoniłyśmy do niej, ale nie odbierała. To już jest oznaką tego, że coś jej się stało. W końcu to
"Nie nie mamy... [...] Znasz ją Darren.
Przecież nigdy nie rozstawała się z telefonem.."
skąd on tyle o niej wie. Jak tylko znajdziemy moją siostrę, to się tego dowiem.
- Dobra, dziewczyny. Oczywiście zaczniemy szukać Katherine. Tylko, że ja nie jestem od działu poszukiwań- poinformował nas.
- A kto jest?- spytała Caroline.
- Ja- usłyszałam jakiś głos. Odwróciłam się w stronę rozmówcy. W międzyczasie zauważyłam, że Caroline zesztywniała i ze strachem w oczach spojrzała na mężczyznę, który przed chwilą wszedł do pomieszczenia. Dlaczego Caroline się tak na niego spojrzała? O co chodzi?
- Nazywam się Klaus Mikaelson i obiecuję wam, że znajdę tą dziewczynę…




Hej wam!
Rozdział wyszedł mi średni, ale mam nadzieję, że przypadł wam do gustu (chociaż w odrobinie)
Mam nadzieję, że większość z was pozostawi po sobie komentarz ;)
To naprawdę motywuję.
Chciałabym też życzyć wszystkim Wesołych Świat Wielkanocnych!
Smacznego jajka i mokrego dyngusa!
Szczególne życzenia kieruje to moich czterech wiernych czytelniczek:
Julii Malik, Karmelowe Serce, Mrs. Payne i AristicSmile ;)
Dziękuję Wam, że czytacie moje wypociny, komentujecie w wspieracie!
Jeszcze raz życzę wszystkim Wesołych Świąt!
Pozdrawiam Caroline.






poniedziałek, 14 kwietnia 2014

6. I will not give up...

Otworzyłam oczy. Głowa bolała mnie mniej niż wczoraj, ale jednak czułam ból. Był do wytrzymania, więc postanowiłam wstać z łóżka i zacząć rozglądać się, za drogą ucieczki. Wczoraj niczego nie próbowałam i szybko zrezygnowałam, ponieważ wszystko mnie makabrycznie bolało. Ale dzisiaj tak nie będzie… Nie poddam się… Nigdy… W końcu jestem Katherine Pierce. Jestem dziewczyną, która przez dwa miesiące szukała mordercy swojego brata… Po co? Po to, żeby się teraz poddać i słuchać się go na każdym kroku? Nie… Nie ma mowy. Po moim trupie znów go posłucham. Do teraz nie mogę pojąć jak ja mogłam być taka głupia i uwierzyć przez chwilę, w to, że Lily i Caroline są bezpieczne… Przecież on kłamie na każdym kroku. Porwał mnie, zabił mi brata, najprawdopodobniej zabije mi niedługo siostrę i przyjaciółkę… I on myśli, ze tak po prostu mu zaufam? Szczerze to uważałam, że jest, chociaż odrobinę mądrzejszy… Najwidoczniej się myliłam. Wstałam powoli z łóżka. Dopiero teraz zauważyłam, że cały czas byłam w sukience, którą założyłam na pogrzeb Liz… Rozejrzałam się po pokoju. Czarne, duże łoże stało na środku pomieszczenia. Naprzeciwko był duży, plazmowy telewizor, a obok niego drzwi. Z drugiej strony sprzętu elektrycznego stała duża czarna szafa. Obok łóżka stały dwie małe szafeczki, a na nich budzik, jakieś notesy i ładnie ułożone w kostkę ubrania. Na odzieży leżała karteczka. Podeszłam bliżej szafki i wzięłam do rąk kawałek papieru. Jak się okazało na papierze widniała wiadomość dla mnie.
Wyszedłem w ważnej sprawie. Nie próbuj uciekać, bo ucieczka ode mnie jest bezsensowna. Wziąłem te ubrania od Ross. Nie było łatwo, ale potrzebowałaś świeżych ubrań, a nie mogłem jechać do sklepu kupić nowych, wiec jakoś ubłagałem moją siostrzyczkę. Mam nadzieje, ze się wyspałaś.
Damon.
Jednak nie jest taki głupi, jak przed chwilą stwierdziłam. Pomyślał o tym, że będę potrzebowała ubrań. Spojrzałam na odzież. Co, jak co, ale Roseanne, czy jak jak jej tam było ma gust. Choć pewnie, to, co mi dało to jedne z najbrzydszych rzeczy, które ma w swojej szafie. Dostałam czarne, zwyczajne rurki, niebieską bluzkę, czarną, skórzaną kurtkę i piękne czarne szpilki. Nigdy nie widziałam równie zniewalających szpilek. Wzięłam do ręki ubrania oraz kosmetyki, które się okazały leżeć obok odzieży i ruszyłam w stronę łazienki. Nie do końca wiedziałam, gdzie ona się znajduje, więc dopadłam pierwszych lepszych drzwi i je otworzyłam. Prowadziły na korytarz. Postanowiłam, wiec zobaczyć, co znajduje się za drzwiami obok telewizora. Powoli zaczęłam je otwierać i moim oczom ukazała się piękna i duża łazienka. W porównaniu do sypialni w tym pomieszczeniu górowały jasne kolory. Beżowe kafelki idealnie zgrały się z białymi wyposażenia. Duża wanna znajdowała się w rogu pokoju, na specjalnym podwyższeniu. Umywalka, czyli centrum mojego teraźniejszego zainteresowania znajdowała się na środkowej ścianie. Obok niej wisiały półki, a na nich różne przedmioty. Nad umywalką znajdowało się duże lustro, co mnie trochę ucieszyło. Ja po prostu kochałam lustra. Postawiłam kosmetyki na jakiejś wolnej półce koło umywalki. Postanowiłam skorzystać z prysznica, który stał przy ścianie, która znajdowała się naprzeciwko wanny. Swoją drogą, po co komu prysznic i wanna w jednej łazience? Katherine zrozum rozumowanie mordercy. Niewykonalne. Rozebrałam się i wskoczyłam pod prysznic. Ciepła woda spływała po moim ciele, tworząc chwilę, którą chciałabym, aby trwała wiecznie. Kiedy ciepłe krople wody dotykały mojego ciała czułam się, jakby wszystko było jak dawniej. Elijah i rodzice żyli. Wszyscy byli szczęśliwi. Ale już nigdy tak nie będzie. Wszystko się zmieniło. Tego byłam pewna. Byłam pewna jeszcze jednego… Wszystko się jeszcze zmieni. Nie mam pojęcia po ilu minutach wyszłam z kabiny i szczerze miałam to gdzieś. Opatuliłam się ręcznikiem i stanęłam na zimnych kafelkach. Gdy moje stopy dotknęły chłodnej terakoty, lekko się wzdrygnęłam. Po paru minutach byłam już ubrana w rzeczy Roseanne. Zaczęłam szukać suszarki do włosów, choć szczerze wątpiłam w to, ze Damon takową rzecz posiada. Moje poszukiwania przerwał kobiecy głos. Od razu wiedziałam, do kogo należy…
"Szczerze bałam się tej dziewczyny"
- Szukasz czegoś?- usłyszałam pytanie. Odwróciłam się do niej z postanowieniem: „Katherine, bądź miła”. Cały czas w mokrych włosach, zwilżyłam warge jezykiem, ze zdenerwowania. Szczerze
bałam się tej dziewczyny. Ubrana była w zwykłe dżinsy, długie kozaki, szary T-shirt, kurtkę i burgundowy komin. Przez ramię miała przerzuconą dużą torbę, co znaczyło, że gdzieś wychodzi.
- Cześć Ross. Yyy… W zasadzie to szukałam suszarki- powiedziałam- Wychodzisz gdzieś?
- Tak. Ale nie martw się. Zayn powinien przyjść za jakieś dziesięć minut i dotrzyma ci towarzystwa. A co do suszarki to leży na dolnej półce- mruknęła. Powiedziała coś, o jakimś Zaynie… Tylko, kto to do cholery jest?!
- Kim jest Zayn?- spytałam.
- Wszystkiego się dowiesz- oznajmiła.
Zayn ;)
Roseanne spojrzała na telefon, który jej zadzwonił i mruknęła cos w stylu „Do zobaczenia później”. Wysuszyłam włosy, zrobiłam makijaż i gdy upewniłam się, że Ross na pewno wyszła z domu, ruszyłam na dół. Salon był łączony razem z kuchnią. Meble w głównym pokoju były białe, a ściany bordowo- białe. Nie zwracałam zbytniej uwagi na kuchnię. Gdy tylko zauważyłam drzwi wejściowe, ruszyłam w ich stronę. Lekko nacisnęłam klamkę… Jest! Otwarte! Otworzyłam drzwi i gdy próbowałam wyjść z domu odbiłam się od czegoś. A raczej od kogoś.
- Damon mówił, że możesz uciekać- usłyszałam męski, lekko zachrypnięty głos. Spojrzałam na osobę, która przeszkodziła mi w wyjściu z domu. Był to wysoki mężczyzna. Przystojny mężczyzna, ale to już inną drogą.
- Jestem Zayn- przedstawił się.

- Katherine- zrobiłam to samo co on.
- Wiem- powiedział z uśmiechem.
- A teraz Katherine radziłbym Ci wejść do domu- powiedział stanowczo.
- A co jeśli…- nie dane mi było skończyć, ponieważ Zayn złapał mnie za łokieć i wepchnął z powrotem do środka. Fuknęłam zdenerwowana. Zayn spojrzał w moją stronę i cicho się zaśmiał.
- Stało się cos Katherine?- zapytał z udawaną troską.
- Popsułeś moją próbę ucieczki od psychopaty, który zabił mojego brata. Zupełnie nic się nie stało!-
"Zupełnie nic się nie stało!"
wysyczałam.
- Choć do kuchni- powiedział.
- Po co?- spytałam zrezygnowana.
- Bo chce coś do picia- oznajmił.
- Ale przecież ja ci nie bronie- mruknęłam.
- Tak, ale jeśli spuszczę cie z oka chociaż na sekundę, to znów będziesz próbowała uciec- powiedział. Zrezygnowana ruszyłam za nim do kuchni. Mulat podszedł do lodówki, a ja usiadłam na krześle przy blacie.
- Chcesz coś do picia?- spytał. Szczerze, to była pierwsza osoba, która zaproponowała mi coś do picia. Ochoczo pokiwałam głowa. Zayn wyjął z lodówki sok pomarańczowy i skierowałam się po szklanki. Chwilę potem mogłam delektować się smakiem napoju.
- Jesteś w gangu Damona?- spytałam.
- Jestem w pobocznym składzie, ale tak należę do tego gangu- oznajmił.
- W pobocznym składzie?- spytałam ciekawa. Mimo iż zbierałam wszelkie informacje o Damonie i o jego gangu, to nigdy na żadnym zdjęciu nie spotkałam Zayna.
- Damon, Roseanne, Stefan i jego brat Klaus należą do głównego składu gangu, a ja Niall, Liam, Louis i Harry do pobocznego, czyli takiego od brudnej roboty- oznajmił mi.
- Niall, Liam, Louis i Harry to twoi znajomi?- spytałam.
- Tak. Znamy się praktycznie od urodzenia i każdy z nas szczerze nienawidzi być w tym gangu- powiedział.
- To dlaczego z niego nie odejdziecie?- zapytałam.
- To nie jest takie proste jak ci się wydaje. Damon nie ma czasu na szukanie innego składu pobocznego, więc po prostu… Znalazł na nas haki.
- Haki?- zapytałam coraz bardziej zainteresowana.
- Tak. Znalazł osoby, na których nam zależy i zagroził, że jeśli odejdziemy z gangu, może spotkać ich niewyjaśniony wypadek.
- Co?- zapytałam.
- Szczerze to znalazł haka tylko na mnie, Liama i Louisa, ale Harry i Niall zostali, ponieważ jesteśmy przyjaciółmi.
- Jak to tylko na waszą trójkę?
- Nasze rodziny nie żyją. Wszyscy zginęli podczas trzęsienia ziemi w naszym kraju. Mieliśmy wtedy po piętnaście lat, wiec trafiliśmy do domu dziecka. Gdy go opuściliśmy nie wiedzieliśmy do końca co robić. Znalazł nas Damon i zaproponował, żebyśmy byli w jego gangu. Wiec rodziny nie mamy. Żadnej. Ja, Liam i Louis mamy dziewczyny. To one są naszymi słabościami i to je zrani Damon gdy odejdziemy z gangu.
- Macie dziewczyny? Nigdy nie spotkałam się żeby ktoś w jakimkolwiek gangu miał dziewczynę- zaśmiałam się. W naszym miasteczku kiedyś utworzył się gang zbuntowanych chłopców jak to się śmiałam z Caroline. Caroline tym gangu był każdy chłopak, który nie miał dziewczyny i nie chciał. To było bez sensu. Ale to było dobre wspomnienie. A dobre wspomnienia zawsze mają jakiś sens…
Julie na zdjęciu Zayna ;)
- Tak mamy dziewczyny. Dziewczyna Liama ma na imię Alice, Louisa- Nina, a moja- sięgnął po coś do kieszeni swojej czarnej kurtki. Wyjął z niej zdjęcie i mi je podał. Na fotografii widniała śliczna brunetka.
- To jest Julie. Jest moim całym światem, więc pod żadnym pozorem nie odejdę z gangu. Nigdy nie
pozwolę żeby ktoś ją skrzywdził. Uśmiechnęłam się do niego lekko i oddałam zdjęcie. W tym momencie zadzwonił telefon Zayna. Odebrał i poszedł na górę, abym nie słyszała rozmowy. Gdy byłam pewna, ze zamknął za soba drzwi, zdjęłam szpilki i szybko ruszyłam w strone drzwi. Naszczepcie ich nie zamknął. Wybiegłam z domu i zaczełam biec ile sił w nogach. Odwróciłam na chwile głowę, by zobaczyć czy Zayn za mną nie biegnie. Gdy moja głowa zaczęłam wracać na swoje miejsce, mój bieg został przerwany… Pocałunkiem. O ile można to nazwać pocałunkiem. Po prostu ktoś wbił się w moje usta. Zaczęłam go odpychać, ale usłyszałam jedynie głośny śmiech. Po chwili ten ktos uwolnił mnie spod swoich ust i powiedział:
- Przepraszam słonko, że tak bez uprzedzenia, ale wyglądałaś tak pięknie, że nie mogłem się powstrzymać.
Wiedziałam kto to jest. Damon. Pogładził mnie delikatnie po policzku, ale jego dłoń od razu została strącona przez moją. Uśmiechnął się szeroko. Spojrzał za moje ramię i krzyknął:
- Zayn możesz już iść do swojej Julie- odwróciłam się i zobaczyłam jak Zayn wsiada do samochodu.
- Mamy trochę do pogadania, nie uważasz?- spojrzałam na niego. W jego oczach nie było widać tego, co wcześniej. Teraz była tylko złość… Kurwa! Katherine w co ty się wpakowałaś?!





Cześć wszystkim!
Przepraszam za długą przerwę, ale niestety wena mnie opuściła i miałam parę kartkówek i sprawdzianów, do których musiałam się uczyć.
Rozdział jest trochę długi, ale jest są to przeprosiny za tak długą przerwę.
Mam nadzieję, ze wam się chociaż w odrobinie podobał.
Życzę wszystkim miłego tygodnia <3

Pozdrawiam Caroline.