wtorek, 24 czerwca 2014

Wyjaśnienie...

Kochani! 
Jest mi bardzo przykro, ale niestety:
TEN BLOG ZOSTAJE ZAWIESZONY!
Nie sądziłam, że kiedykolwiek będe musiała to napisać, a jednak. 
Zawieszam tego bloga przede wszystkim z powodu, że nie mam komplertnie pomysłu co dalej. 
Na początku miałam mase pomysłów, ale później nie pasowały one jakoś do całości. 
Przepraszam, jeśli zawiodłam Was tym blogiem, ale starałam się pisać jak najlepiej. 
Czy tu wrócę?
 Na pewno nie kończę z blogowaniem, bo mam inne blogi do prowadzenia, na które mam setki pomysłów. Jeśli nagle moja wena na tego bloga mnie dopadnie to oczywiście tu napiszę! 
Wiem, że przez tą przerwę strace kilku wspaniałych czytelników, ale ona jest mi bardzo potrzebna. 
Przepraszam Was najbardziej na świecie! 
Kocham Was! 
Wasza Caroline Salvatore xx. 


piątek, 13 czerwca 2014

11. It's now your home, Caroline...

*Oczami Caroline*

Obudziłam się w nieznanym mi pomieszczeniu. Beżowe ściany pokryte były pięknymi, różnymi obrazami. Leżałam na dużym łóżku, przykryta czymś. Nie wiedziałam gdzie jestem i z tego powodu byłam bardzo przerażona. Zaczęłam sobie przypominać wczorajszy wieczór:
Posterunek policji.
Klaus.
Kolacja z Niallem i Harrym.
Spacer.
Las…
Harry próbujący mnie zgwałcić…
Klaus ratujący mnie…
Ja wtulająca się w Klausa….
Klaus biorący mnie na ręce…
I potem nic…
Nic z tego, co sobie przypomniałam nie pomogło mi domyślić się, gdzie jestem. Przywołałam tylko to, czego nie chciałam pamiętać, czyli to, co chciał zrobić Harry. Zastanawiałam się, dlaczego to mnie zawsze spotyka. Najpierw Tyler, potem Harry, a teraz nie mam najmniejszego pojęcia, gdzie się znajduje. Powoli wstałam z łóżka. Ruszyłam w stronę drzwi i lekko je otworzyłam. Przed moimi oczami pojawił się długi korytarz. Skierowałam się w stronę schodów. Gdy schodziłam usłyszałam krzyki z dołu.
- Nina! Posłuchaj mnie. Harry zasłużył na to, co mu zrobiłem. A szczerze mówiąc nie zrobiłem mu nic. Gdyby nie Damon Styles byłby już dawno martwy- usłyszałam głos z brytyjskim akcentem.
Klaus.
Tylko, co ja do cholery robię u niego?
- Klaus, nie mam pojęcia, co zrobił Harry, ale jak przyszedł do mnie i Louisa był cały we krwi- powiedziała dziewczyna, która rozmawiała z Klausem.
W jej wypowiedzi wyłapałam jedno imię: Harry. Klaus mu coś zrobił? Nic z tego nie rozumiałam.
- Nina… Co ja mam ci powiedzieć?- spytał.
- Może prawdę- odpowiedziała.
Nagle Klaus zamilkł. Stałam zdziwiona na ostatnim schodku i nawet nie zauważyłam, kiedy Klaus z charakterystycznym dla niego uśmiechem pojawił się tuż przede mną.
- Dzień dobry Caroline- przywitał się, a ja momentalnie podskoczyłam.
- Klaus- tylko to potrafiłam powiedzieć.
Nina :)
- Pewnie jesteś głodna. Chodź za mną- powiedział, a ja posłusznie ruszyłam za nim.
Po chwili znaleźliśmy się w kuchni. Była naprawdę bardzo ładnie urządzona. Niedługo potem zauważyłam śliczną brunetkę.
- Caroline poznaj Ninę- powiedział Klaus.
- Nina poznaj Caroline- powtórzył, tylko tym razem skierował słowa do brunetki.
Spojrzałam na nią. Uśmiechnęła się szczerze i szeroko i podała mi rękę.
- Miło mi cię poznać- powiedziała.
Uśmiechnęłam się do niej lekko i uściskałam jej dłoń.
- Ja już się będę zbierać. Jeszcze raz miło cię poznać- powiedziała i wyszła z domu.
Zostałam z Klausem.
Sama.
- Co chcesz na śniadanie?- zapytał.
- Wolałabym wrócić do domu- oznajmiłam.
- Mogą być tosty?- spytał, udając, że nie słyszał, co właśnie powiedziałam.
- Klaus! Chce wrócić do domu!- krzyknęłam.
- A ja chce rzucić cię na łóżko i pieprzyć się z tobą dopóki nie będę miał dość- powiedział- Widzisz kochanie to nie koncert życzeń.
- Dlaczego tu jestem?- spytałam lekko przestraszona, po tym co mi powiedział.
- Bo cię tu przyprowadziłem- odpowiedział.
- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?- dalej drążyłam ten temat.
 - Bo tu jesteś bezpieczna- oznajmił.
"Dlaczego tu jestem?"
- Co?- zapytałam nie rozumiejąc, co mam na myśli.
- Twoją matkę zamordowano. Nie był to nasz gang. Musiał to być ktoś inny. I ten ktoś najwyraźniej pragnie śmierci twojej, Katherine i Lily. Śmierć twojej matki było tylko ostrzeżeniem. Nie jesteś tam bezpieczna Caroline- wyjaśnił.
- Poczekaj…. Jaki gang?- zapytałam.
- Wszystkiego dowiesz się dzisiaj na zebraniu- powiedział.
- Jakim zebraniu?- zadałam kolejne pytanie.
- Kochanie jesteś bardzo ciekawska- stwierdził z uśmiechem.
- Nie mów do mnie kochanie- warknęłam.
- Nie złość się, kochanie. Złość piękności szkodzi- powiedział.
- Idź się odśwież i załóż nowe ciuchy i zejdź na dół na śniadanie- dodał.
- Nie mam tu żadnych ciuchów gdybyś nie zauważył- syknęłam.
- Mylisz się kochanie. Wszystkie twoje rzeczy czekają tu na ciebie- oznajmił.
- Ale jak to?- spytałam nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi.
- To jest teraz twój dom Caroline…

*Oczami Katherine*

Otworzyłam powoli oczy. Automatycznie skierowałam głowę w stronę Damona. Spał. Wyglądał naprawdę słodko jak na mordercę.
"Dzień dobry"
Katherine!
Co ty wygadujesz?
- Dzień dobry- powiedział Damon.
Uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Dzień dobry.
- Jak się spało?- zapytał.
- Nie najgorzej. A tobie?- zapytałam.
- Bardzo dobrze- odpowiedział.
- Która jest godzina?- spytałam.
Damon odwrócił się w stronę szafki nocnej, gdzie miał zegarek.
- Dziewiąta- odpowiedział.
- Spałam aż do dziewiątej!- krzyknęłam podnosząc się szybko.
- Katherine spokojnie. I tak nie wypuszczę cię do pracy- powiedział.
- Nie mam pracy- wyjaśniłam od razu.
- Jak to?- zapytał zdziwiony.
- Normalnie. Wywalili mnie ostatnio- odpowiedziałam.
"Damon... Skąd to masz?"
Damon pokiwał głową w geście zrozumienia i powoli wstał z łóżka. Podszedł do szafy, wyjął z niej ubrania i dał mi je. Były to damskie ubrania. I wyglądały identycznie jak moje.
- Damon… Skąd to masz?- spytałam, patrząc na bieliznę, bordowe, długie spodnie i biały T-shirt.
- Zabrałem z twojej szafy i wrzuciłem do swojej- odpowiedział.
- Jak to z mojej szafy?- spytałam.
- Normalnie. Wyjąłem. Wpakowałem do pudła. Przywiozłem tu. Rozpakowałem.
- Ale dlaczego to tu jest?- spytałam.
- A no tak. Z tego całego zamieszania zapomniałem o tym wspomnieć. Dom, w którym mieszkałaś ty i Lily i dom, w którym mieszkała Caroline został sprzedany- powiedział.




Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
Jeszcze raz przepraszam za tak długą przerwę, ale teraz jak na złość było najwięcej nauki. Poprawki, sprawdziany,. Wystawianie ocen. Nie mogłam tego odpuścić i musiałam się przyłożyć do każdego przedmiotu.
Postaram się jak najszybciej dodać nowe rozdziały na resztę blogów.
W poniedziałek wyjeżdżam na tydzień na obóz językowy, więc niestety znowu mnie nie będzie :/
Co do rozdziału.. Nie jestem z niego zadowolona, ale są to moje osobiste odczucia.
Mam nadzieję, ze o Waszych odczuciach względem tego rozdziału pozostawicie w postaci komentarza J
Jeszcze raz Was przepraszam za tak długą przerwę!
Pozdrawiam Was gorąco. Życzę ciepełka, słoneczka, dobrych średni, paska na świadectwie i  wszystkiego, co sobie życzycie!
Caroline xx.

sobota, 17 maja 2014

10. Fight

*Oczami Katherine*
- Damon, na jaki temat?- krzyknęłam.
- Katherine- podszedł do mnie, łapiąc moją twarz w dłonie- Obiecuję, że wszystko ci powiem, ale w odpowiednim momencie.
- Kiedy będzie odpowiedni moment?- nie chciałam dać za wygraną, ale to było cholerne trudne.
On miał taki głos jakby… Jakby się troszczył o mnie, zależało mu, trudno mu było mnie okłamywać.
- To wszystko zależy od gangu- oznajmił- Niedługo będzie nasze zebranie, podczas, którego mamy uzgodnić czy ty, Lily i Caroline będziecie należeć do gangu czy nie, a także mamy uzgodnić czy możemy wam powiedzieć o tej sprawie.
- Poczekaj… Mam należeć do gangu?- spytałam wystraszona.
Gang to ostatnie miejsce, do którego chciałabym trafić.
Tak samo pewnie myślą Lily i Caroline.
"[..] naprawdę nie chce żebyś tam trafiła"
- Możesz mi wierzyć lub nie, ale naprawdę nie chce żebyś tam trafiła- powiedział.
Uwierzyłam mu.
Katherine, co do cholery jest z tobą nie tak?
To morderca!
- A Lily i Caroline?- zapytałam
- Mam nadzieję, że tam nie trafią- oświadczył.
- Ale czy możesz coś zrobić, by na pewno tam nie trafiły?- spytałam.
- Wątpię żeby tam trafiły, ale będzie głosowanie. Ja, Klaus i Stefan na sto procent będziemy przeciw, Roseanne będzie pewnie na tak i zostali jeszcze Zayn, Liam, Niall, Harry i Louis- powiedział.
- Damon, wiesz, że ja nie mam pojęcia, o jakich ludziach ty mówisz… No może po za Stefanem, twoją siostrą i Zaynem- oznajmiłam.
Brunet się uśmiechnął.
- Pamiętasz tego chłopaka, co powiedział nam o tym, że Lily i Caroline poszły na policję?- zapytał.
Kiwnęłam głową.
- To był Liam. Nialla, Harrego i Louisa poznasz na zebraniu, a Klaus to brat Stefana. Jego też tam poznasz- powiedział.
- Chwilę… Ja też idę na to zebranie?- zapytałam zdziwiona.
- Tak. Ty, Lily i Caroline tam będziecie- powiedział.
- Lily i Caroline?- spytałam pełna nadziei, że je spotkam.
Przytaknął głową.
Uśmiechnęłam się lekko.
Damon miał już coś powiedzieć, ale do domu wpadł jakiś chłopak o bujnych lokach. Ciekawe, kto to?
- Styles… Co ty tu robisz?- zapytał oschle Damon.
- Przyszedłem powiedzieć, że Caroline jest już z Klausem- powiedział.
Chwila on mówił o Caroline? Mojej przyjaciółce?
- To dobrze. A teraz możesz już sobie iść- oznajmił Damon.
- Ej… Myślisz, że jak Caroline niedawno dopiero znalazła się u Klausa, to on jej nie zostawi, no nie?- zapytał.
- Wydaje mi się, że nie- powiedział Salvatore zdziwiony zachowaniem chłopaka.
- To dobrze- odetchnął z ulgą.
O co chodzi?
Nagle twarz Damona z diametralnie się zmieniła. Przed chwilą była zdziwiona, a teraz wygląda jakby wszystko zrozumiał, ale jego twarz wyraża również złość…
Tylko na co on jest zły?
- Coś ty do cholery zrobił?!- zapytał.
- Nic… Ja po prostu- wypowiedź chłopaka przerwał trzask drzwi.
- Styles! Gdzie jesteś?!- ktoś się wydarł.
"Styles! Gdzie jesteś?!"
Twarz chłopaka o bujnych lokach teraz wyrażała tylko przerażenie. Po chwili do pomieszczenia wpadł jakiś mężczyzna.
- Katherine idź na górę- zwrócił się do mnie Damon.
- O co chodzi?- spytałam zdziwiona.
- Później ci powiem, o co chodzi, ale teraz proszę idź na górę.
Już chciałam coś powiedzieć, ale Damon posłał mi spojrzenie niecierpiące sprzeciwu. Muszę się go posłuchać. Powoli weszłam po schodach i skierowałam się do sypialni. W drodze do pokoju usłyszałam głos Damona.
- Klaus, o co chodzi?
Klaus… To nie był brat Stefana, który miał się opiekować Caroline?

*Oczami Damona*
- Klaus, o co chodzi?- spytałem zdziwiony postawą mojego przyjaciela.
- Później ci powiem, co ten pierdolony sukinsyn zrobił, ale najpierw musze z nim porozmawiać- powiedział.
- Styles, co ty zrobiłeś- warknąłem do chłopaka, który stał za mną.
- Nic takiego- mruknął.
- Nic takiego!?- wrzasnął Klaus i chciał się rzucić na bruneta, ale go powstrzymałem.
- Klaus masz mi TERAZ powiedzieć, o co chodzi!- krzyknąłem.
- Sukinsyn chciał zgwałcić Caroline- powiedział mój przyjaciel.
Że co proszę? Jedno jest pewne. Styles jest już martwy.
- Co zrobiłeś?!- skierowałem moją wypowiedź do Harrego, który odzyskał odwagę.
- No wiesz… Ona jest bardzo seksowna i po prostu chciałem się z nią trochę zabawić- powiedział pewny siebie.
Klaus nie wytrzymał. Rzucił się na Stylesa i zaczął go okładać pięściami. Wiedziałem, że jeśli nie zareaguje, to Harry już niedługo będzie martwy. Z jednej strony chciałem żeby zginął, ale z drugiej… Nie chce mi się szukać kogoś nowego do gangu. Odciągnąłem swojego przyjaciela od Harrego, przy okazji zarabiając pięścią w twarz od Stylesa.
- Klaus… Posłuchaj mnie. Idź teraz do Caroline, a ja się nim zajmę- powiedziałem.
- Damon, on chciał…- zaczął wściekły, ale mu przerwałem.
"[...] on chciał..."
- Wiem Klaus. Gdyby na miejscu Caroline była Katherine zareagowałbym identycznie, ale jeśli byś go zabił, stracilibyśmy kolesia od brudnej roboty- oznajmiłem.
Klaus chwilę się zastanawiał, ale po chwili dał za wygraną. Pożegnał się ze mną i ruszył do drzwi.
- Styles jeśli zrobisz to jeszcze raz, to będziesz na sto procent martwy- syknął i wyszedł.
Odwróciłem się do chłopaka.
- Zjeżdżaj stąd Styles. I nie waż mi się pokazać jutro na zebraniu- warknąłem i chłopak opuścił mój dom.
Podszedłem do barku i nalałem sobie Whisky. Musiałem odreagować. Miałem za dużo na głowie, jak na normalnego człowieka. Roseanne nieakceptująca Katherine, martwa mama Caroline, przypuszczenia Zayna i Julie, nowy gang, który może nam zagrażać, ojciec Caroline, Styles przystawiający się do Caroline i do tego wszystkiego dochodzi jeszcze ta tajemnica, o której nie mogę powiedzieć Katherine, co jest cholernie trudne. Nie potrafię przed nią ukrywać czegokolwiek. W jej towarzystwie czuje się inaczej. Do nikogo czegoś takiego nie czułem. No może oprócz Arii, ale to już skończony rozdział.
- Damon?- moje rozmyślenia przerwał głos Katherine.
Odwróciłem się w jej stronę i uśmiechnąłem się. Na jej twarzy widziałem zmartwienie. Ona się martwi? Tylko, o co?
- Coś się stało?- zapytałem z troską w głosie.
- Miałam zapytać o to samo- uśmiechnęła się lekko.
Boże jaka ona jest piękna!
- Ktoś cię uderzył?- zapytała po chwili.
O czym ona mówi? A no tak! Momentalnie dotknąłem miejsca, gdzie Styles mnie uderzył.
- To nic- powiedziałem.
Katherine chwilę na mnie patrzyła, uśmiechnęła się lekko i poszła do kuchni. Zdziwiony podążyłem za nią wzrokiem. Po chwili wróciła do mnie z dużym nożem w ręku.
"[..] to tym nozem dużo nie zdziałasz"
- Jeśli chciałaś mnie zabić to tym nożem dużo nie zdziałasz- zaśmiałem się.
- Zamknij się- warknęła, z trudem powstrzymując się od śmiechu.
Podeszła do mnie i przyłożyła ostrze noża do mojego obolałego miejsca.
- Więc… O co chodziło Klausowi?- zapytała.
- Skąd wiesz, że on ma tak na imię?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Usłyszałam, że się tak do niego zwracasz- powiedziała.
- Chciał po prostu zabić Stylesa- wyznałem.
Katherine zrobiła wielkie oczy.
- Dlaczego?- spytała.
- Bo chciał zgwałcić Caroline- powiedziałem.
- Co chciał zrobić?!- wybuchła.
- Kath spokojnie… Nic jej się nie stało. Klaus w porę zareagował- powiedziałem.
- Obiecałam jej, że to się już nie powtórzy- powiedziała sama do siebie.
O co jej chodzi?
- Boże! Jaka ja jestem beznadziejna w składaniu obietnic- powiedziała.
Podszedłem do niej i położyłem swoje dłonie na jej szyi. Spojrzała na mnie zdziwiona.
"Katherine, o co chodzi?"
- Katherine, o co chodzi?- spytałem.
- Tyler- były chłopak Caroline też próbował ją… - nie potrafiła tego powiedzieć.
- Cii.. Nie musisz nic mówić- powiedziałem i mocno ją przytuliłem.
O dziwo nie protestowała. Wtuliła się we mnie jeszcze bardziej i zaczęła płakać.
- Powinnaś się położyć- stwierdziłem.
Katherine pokiwała głową i ruszyliśmy na górę. Dałem jej jakiś mój za mały T-shirt, ale pewnie na nią i tak będzie za duży i brunetka weszła do łazienki. Gdy wyszła zająłem jej miejsce. Gdy skończyłem wyszedłem z pomieszczenia i zastałem Katherine leżącą na łóżku i patrzącą na moje zdjęcie z Ross. Gdy tak patrzyłem na lekko uśmiechniętą brunetkę mogłem sobie wyobrazić, że tak może być już zawsze. Ona za mną. To by było piękne.
- Widać, że jesteście rodzeństwem- oznajmiła.
- Tak?- spytałem i również położyłem się na łóżku.
- Tak. Tutaj na zdjęciu jesteście do siebie podobni z wyglądu, zaś teraz z charakteru- powiedziała.
- Chyba masz rację- oznajmiłem.
- Na pewno mam rację- zaśmiała się.
Boże, jak ona pięknie się śmieje.
"Dziękuje"
- No dobrze panno „zawsze mam racje”. Powinnaś iść spać- powiedziałem.
Ponownie się zaśmiała.
- Dziękuje- wyszeptała po chwili.
- Za co?- spytałem zdziwiony.
- Za to, że mnie jeszcze nie zabiłeś, za to, że chronisz Lily i Caroline, za to, że jak do tej pory nie dałeś mnie skrzywdzić. Po prostu dziękuje- powiedziała cicho- Dobranoc Damon- dodała i odwróciła się ode mnie.

Chwilę zastanawiałem się nad tym, co powiedziała i czy na pewno to powiedziała i zasnąłem z myślą, że rano obudzę się obok niej… 


Hej!
Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale nie miałam weny.
Jak Wam się podobał rozdział?
Życzę Wam miłego weekendu i ładnej pogody xx
Pozdrawiam Caroline. 

piątek, 2 maja 2014

9. Go away from her... She's mine...

- Wbrew twoim chorym urojeniom nie miałam zamiaru zobaczyć cię nago- powiedziałam.
- Obiecuję ci. Jeszcze zmienisz zdanie- oznajmił i puścił do mnie oczko.
Prychnęłam i przekręciłam teatralnie oczami.
- Jeśli nie chciałaś zobaczyć cię mnie nago, to po co mnie szukałaś?- zapytał.
Katherine głęboki wdech.
Drugi plan czas zacząć.
- Muszę iść na spacer- oznajmiłam.
- Nie ma mowy- powiedział.
- Damon, ale ja muszę wyjść na świeże powietrze!- krzyknęłam.
- Podaj mi jeden sensowny powód, dla którego miałabyś wyjść z domu- powiedział.
- Muszę wychodzić na dwór co najmniej raz dziennie, na jakąś godzinę, bo inaczej w nocy nie mogę oddychać i się duszę- wyjaśniłam mu.
- Co?- zapytał zdziwiony.
- Odziedziczyłam tą chorobę po mamie. Niestety- oznajmiłam.
- Dobrze wyjdziesz na spacer. Ale ze mną i po kolacji- powiedział.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
Połknął haczyk!
Damon kiwnął głową na znak, że mam za nim iść. Zeszliśmy na dół do kuchni, gdzie zastaliśmy Roseanne i Alice. Kiedy brunetka zauważyła, że jej brat wszedł do pomieszczenia uśmiechnęła się serdecznie.
- Damon, ja i Alice wychodzimy- oznajmiła po czym skierowała się z blondynką do wyjścia.
Zauważyłam, że brunet nie przejął się zbytnio wypowiedzią siostry.
Nie ma to jak kochający braciszek.
- Na co masz ochotę?- zapytał.
- Co?- spytałam nie do końca rozumieją, o co mu chodzi.
"Jestem tak głodna, że zjem wszystko"
- Na kolacje- wyjaśnił.
- Nie mam pojęcia. Jestem tak głodna, że zjem wszystko- oznajmiłam.
Damon się do mnie uśmiechnął. Nie był to ten jego „diabelski” uśmieszek. Ten uśmiech był szczery.
Może on wcale nie jest taki zły?
Katherine! Stop! To morderca!
- Mogą być naleśniki- zapytał.
- Tak!- wykrzyknęłam radośnie.
Nie dziwcie się.
Ja uwielbiam naleśniki!
- Dobrze. Jesz naleśniki z dżemem, czy z czymś innym?- zapytał.
- Z dżemem są pyszne- powiedziałam jak mała dziewczynka.
Damon cicho się zaśmiał.
Wyjął z lodówki potrzebne składniki i zaczął robić kolacje. Niedługo później Damon szedł do mnie z talerzem naleśników. Wyglądał inaczej. W tej chwili w niczym nie przypominał psychopaty. Wyglądał normalnie. Z talerzem pełnym naleśników i ścierce na ramieniu, wyglądał wręcz przekomicznie. Usiadł obok mnie i zabraliśmy się za jedzenie kolacji. Niestety musze przyznać, że Damon jest świetnym kucharzem. Naleśniki były przepyszne.
- Katherine, chyba nie wiesz, ale ja jestem świadomy tego, że z tą „chorobą” to po prostu ściemniłaś- powiedział.
Cholera!
"Co? Jak to? Sama?"
Jest mądrzejszy niż myślałam.
Albo ja jestem taka głupia?
- Musiałam spróbować- powiedziałam.
- Lily jest już ze Stefanem, więc niedługo ją zobaczysz- oznajmił.
- Co? Jak to? Sama? A Caroline? Czy coś się jej stało?- miałam tyle pytań.
- Katherine spokojnie. Lily jest ze Stefanem. Zabrał ją tuż po tym jak wyszła z posterunku policji. Caroline nic nie jest. Też zostanie dzisiaj zabrana- powiedział.
Lily jest ze Stefanem.
Przynajmniej tyle…
"Przepraszam"
Po chwili Damon wstał z miejsca, wziął talerze i skierował się w stronę zmywarki. Po drodze zatrzymał się przy mnie i przybliżył swoje usta do mojego ucha.
- Przepraszam- wyszeptał.
- Za co?- zapytałam natychmiast.
- Za to, że nie mogę powiedzieć ci prawdy- oznajmił.
- Na jaki temat?- zapytałam coraz bardziej ciekawa.
Nic.
Zero reakcji.
- Damon na jaki temat?!- krzyknęłam.

*Oczami Caroline*

Harry Styles i Niall Horan
 Siedziałam w jakiejś restauracji czekając na mojego przyszłego szefa. Mieliśmy omówić warunki mojej pracy. Tuż po wyjściu z posterunku policji skierowałam się na moje spotkanie o pracę. Dostałam ją. Mój szef poprosił mnie, abym się tutaj dzisiaj zjawiła, aby podpisać umowę. Wydawał się być sympatycznym mężczyzną. Nazywał się Niall Horan. Na tą kolacje miał przyprowadzić swojego wspólnika, który nazywał się Harry Styles. Miałam na sobie białą sukienkę, beżowy
sweterek i w tym samym kolorze szpilki.
- Dobry wieczór Caroline- usłyszałam ciepły, melodyjny głos.
Odwróciłam głowę w stronę rozmówcy i ujrzałam mojego przyszłego szefa.
- Dobry wieczór- wstałam i podałam mu dłoń, którą on pocałował.
- To jest mój wspólnik. Harry Styles- pokazał ręką na przystojnego mężczyznę o bujnych, brązowych włosach. Uśmiechnął się do mnie serdecznie. Jemu także podałam dłoń, którą leciutko ucałował.
Usiedliśmy przy stoliku i zamówiliśmy po daniu i kieliszku wina.
Zaczęliśmy rozmowę. Naprawdę miło się z nimi rozmawiało. Widać było, że Niall i Harry są dobrymi przyjaciółmi. Wzięłam do ręki kieliszek wina i upiłam łyk. Po chwili zobaczyłam jak ktoś wychodzi z restauracji. Ta twarz wyglądała mi na znajomą. Ten mężczyzna wyglądał tak podobnie do…
- Caroline wszystko w porządku?- zapytał Horan.
- Tak. Przepraszam po prostu ktoś wyglądał praktycznie identycznie jak mój zmarły przyjaciel-
"[...] po prostu ktoś wyglądał prawktycznie identycznie jak
mój zmarły przyjaciel"
powiedziałam i uśmiechnęłam się słabo.
- Jestem za tym, aby się przejść- oznajmił Harry.
- Jestem za- odparł blondyn.
- Ja też- powiedziałam.
Niall zapłacił za naszą kolację i wyszliśmy na dwór. Zawiał zimny wiatr, tym samym przyprawiając mnie o dreszcze. Założyłam płaszcz. Nienawidziłam listopada. Za niedługo spadnie śnieg. Będzie Gwiazdka. Wszystko pięknie. Gdyby nie to, że nie mam już prawie z kim jej obchodzić. Elijah nie żyje, zresztą tak samo jak moja mama. Katherine zaginęła i teraz jeszcze Lily nie odbiera moich telefonów!
Po prostu świetnie!
Ruszyliśmy w trójkę na spacer. Było ciemno, ale mało mnie to obchodziło. Nagle zadzwonił telefon Horana. Odebrał i odszedł od nas na chwile. Zostałam sama z Harrym. Skierowaliśmy się w stronę lasu. To trochę dziwne, ale to brunet wybieram naszą drogę spaceru.
- Wiesz chyba powinniśmy wrócić- powiedziałam.
- Nie sądzę- oznajmił i uśmiechnął się.
Nie był to szczery uśmiech.
Ten uśmiech oznaczał „Już jesteś moja. Nie uciekniesz”
Zaczęłam się cofać, a on zaczął się przybliżać. Po chwili stałam przyparta do drzewa jego ciałem.
- Puść mnie- warknęłam, próbując się wyrwać.
- Spokojnie maleńka. Miałem cię gdzieś dostarczyć, ale dlaczego miałbym nie skorzystać z takiej cudownej okazji przelecenia cię- po moim policzku poleciały łzy.
Bałam się.
Cholernie się bałam.
Styles zaczął całować moją szyję, a ja nadal próbowałam uciec.
- Odsuń się od niej!- usłyszałam czyjś krzyk- Ona jest moja- dodał mężczyzna.
Brytyjski akcent.
Ten głos nie mogłabym pomylić z żadnym innym.
Klaus…
Brunet oderwał się od mojej szyi i spojrzał na Klausa.
- Klaus nie przesadzaj. Chwilę się z nią zabawię i będzie cała twoja- powiedział.
- Nie powtarzam się Styles. Zjeżdżał. Teraz!- warknął i znalazł się tuż przy nas. Oderwał Harrego ode mnie, za byłam mu niezmiernie wdzięczna. Usiadłam na ziemi, schowałam twarz w dłonie i płakałam.
- A i Styles zapamiętaj sobie jedno. ONA JEST MOJA!- wywrzeszczał. Po chwili przyjaciela Nialla już nie było.
Klaus podszedł do mnie po woli i odciągnął moje ręce od twarzy.
- Nie płacz, kochana. Nic się nie stało- próbował mnie uspokoić.
- Tak nic się nie stało, ale jakbyś się nie zjawił to on by mnie…- załkałam.
- Ale się zjawiłem- powiedział, poczym mocno mnie przytulił.
Nie protestowałam. Wręcz przeciwnie. Wtuliłam się w jego tors i cały czas płakałam. Czułam, że Klaus głaszcze mnie po włosach i co chwilę całuje delikatnie w głowę.
- Zabiorę cię do domu- wyszeptał, a ja kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam.
Klaus wziął mnie na ręce, a ja oplotłam jego szyje moimi rękoma i wtuliłam głowę w zagłębienie jego szyi.
Czułam się przy nim… Bezpiecznie.
To dziwne, ale tak było.
Po chwili siedziałam w jego samochodzie od strony pasażera, a on zasiadł zaś od strony kierowcy. Auto ruszyło, a ja odpłynęłam do krainy snów….


 Hej ^^
Jest już rozdział 9 niedługo okrągła liczba- 10 :D
Wow! Jak to szybko zleciało xD
Jak Wam się podobał rozdział?
Ja jestem średnio zadowolona, ale podoba mi się wątek Caroline+Klaus <3
Damon nie może o czymś powiedziec Katherine…
Jak myślicie o co chodzi?
Zapraszam do komentowania :>
Pozdrawiam Caroline. 


wtorek, 29 kwietnia 2014

8. Calm, love... I don't wanna hurt you...

*Oczami Caroline*

- Nazywam się Klaus Mikaelson obiecuję wam, że znajdę tą dziewczynę- powiedział mężczyzna, który wszedł przed chwilą do pomieszczenia.
Znałam go.
Znałam ten głos.
Jak na zawołanie wspomnienia z tego dnia wróciły.

***
Ja, Lily i Katherine zostałyśmy wyprowadzone z baru przez trzy zamaskowane postacie. Brunet, który niedawno wszedł do knajpy został w środku wraz z Elijah. Bałam się o Elijah. Mimo iż nie był moją rodziną kochałam go. Dziewczyny zawsze się śmiały, że jestem w nim zakochana, ale ja go kochałam jak brata, którego nigdy nie miałam. Staliśmy przed barem. Byłam trzymana w żelaznym uścisku jakiegoś mężczyzny. Był to mocny uścisk, ale nie bolesny. Mój wzrok powędrował w stronę moich przyjaciółek. Lily była trzymana w przez jakiegoś faceta. Płakała. Spojrzałam na jej siostrę. Katherine była w uścisku jakiejś dziewczyny. Wyrywała się, ale nic z tego nie dało. Zaliczyła tylko kopniaka w plecy. Jej twarz wyraziła ból. Kiedy tylko to zobaczyłam postanowiłam spróbować uwolnić się z uścisku i pomóc przyjaciółce. Zaczęłam się wyrywać. Usłyszałam tylko cichy śmiech. Należał on do mężczyzny, który mnie trzymał. Znowu zaczęłam się szarpać.
Nic to nie pomogło.
Po chwili usłyszałam cichy szept przy moim uchu:
- Spokojnie kochana. Nie chcę cię skrzywdzić.
Mężczyzna miał wyraźny brytyjski akcent. W jego słowach było coś takiego, że gdyby nie fakt, że któremuś z moich przyjaciół może stać się krzywda, z pewnością bym mu zaufała. Po chwili brunet wyszedł z baru i z uśmieszkiem skierowanym w stronę Katherine powiedział:
- Nie żyje.
Co?! Elijah nie żyje?!
Już miałam wybuchnąć płaczem, ale usłyszałam tylko ciche „Przepraszam” od mężczyzny, który mnie trzymał, a potem była tylko ciemność…

***
- Caroline?- spytała Lily, tym samym przywołując mnie do teraźniejszości.
- Tak?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Wszystko w porządku?- zapytała zmartwiona.
- Tak, po prostu się zamyśliłam- mruknęłam.
- Kiedy zacznie Pan poszukiwania mojej siostry?- tym razem skierowała pytanie do Klausa.
Spojrzałam na niego.
To był błąd.
Moje oczy spotkały się z jego. Zahipnotyzowały mnie. Potrafiłabym patrzeć w nie godzinami, a i tak by mi się nie znudziły.
Nie.
Nie ma mowy!
Caroline błagam cię powiedz mi, że nie podoba ci się facet, który pomógł w zabójstwie Elijah!
- Niedługo, ale najpierw chciałbym porozmawiać z każdą z was na osobności- oznajmił.
Na osobności?
Czy tylko mi się wydaje, czy specjalnie to podkreślił?
- Oczywiście- powiedziała szybko Lily.
- Dobrze. To, która pierwsza ze mną porozmawia?- spytał ponownie.
- Może ty Caroline? W końcu masz dzisiaj spotkanie w sprawie pracy i raczej nie chcesz się spóźnić, prawda?- zapytała mnie.
Spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem, ale chyba nie zrozumiała, o co chodzi. Spojrzałam na Mikaelsona. Zauważyłam na jego twarzy uśmiech.
On wcale nie jest żadnym policjantem!
On coś knuje!
I najwyraźniej cieszy go to, że będzie ze mną w jednym pokoju.
Drań.
- Oczywiście- odburknęłam i uśmiechnęłam się sztucznie.
Uśmiech Klausa się poszerzył i skierował ręka w stronę drzwi. Ruszyłam w tamtą stronę, a on za mną. Gdy zamknął drzwi odwróciłam się do niego, ale nie zobaczyłam na jego twarzy tego uśmiechu, który miał wcześniej. Teraz także było widać u niego uśmiech, ale ten był raczej takim diabelskim uśmiechem.
To nie wróżyło niczego dobrego.
- Witaj Caroline- przywitał się.
"Miło cię widzieć ponownie" 
O jejku. Jak on pięknie wymawia moje imię.
Nie. Caroline. Stop!
Nic mu nie odpowiedziałam.
- Miło cię widzieć ponownie- dopowiedział.
Posłałam w jego stronę spojrzenie pełne złości.
- Czego chcesz?- warknęłam.
- Miło jest wiedzieć, że posiadasz nie tylko śliczną buźkę, ale też inteligencje- powiedział.
Puściłam to mimo uszu.
- Gdzie jest Katherine?- spytałam.
- Kochana na wszystko przyjdzie czas- oznajmił.
Kochana?
On za dużo sobie pozwala!
- Caroline nie chciałem z tobą porozmawiać nie o Katherine, ale o śmierci twojej matki- w tej chwili stałam się bardziej zainteresowana tym, co mówi.
- Czego wy jeszcze od niej chcecie?! Nie wystarczy wam, że ja zabiliście?- syknęłam będąc pewna tego, ze stoję przed jednym z morderców mojej mamy.
- Caroline możesz mi wierzyć bądź nie wierzyć, ale nie zabiłem twojej matki- powiedział.
- Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz?- spytałam.
- Nie możesz tego wiedzieć, kochana. Możesz mi tylko zaufać, ale wiem, że na to jest za wcześnie- oznajmił.
- Skoro jej nie zabiłeś, to, po co ci informacje o niej?- spytałam.
- Caroline chce się dowiedzieć, kto ją zabił- powiedział.
- Co? Ale, po co?- nie wiedziałam o co dokładnie zapytać.
- Kochana mówiłem już, że wszystko w swoim czasie- powiedział.
- Ale…- nie dokończyłam.
- Teraz idź do domu i przygotuj się na spotkanie w sprawie pracy- powiedział z uśmieszkiem.
- Trzymam kciuki- dodał.
Ruszyłam w stronę drzwi.
- Do zobaczenia Caroline- rzucił na odchodnym Klaus/
Zaraz.
Dlaczego on powiedział „Do zobaczenia”?

*Oczami Katherine*

Siedziałam na kanapie w salonie Damona. Liam stał w progu tego pomieszczenia i patrzył co chwilę na mnie i bruneta. Po chwili zadzwonił jego telefon. Wyszedł na chwilę, ale po chwili wrócił.
- Dzwonił Klaus. Wszystko idzie tak, jak zaplanowaliśmy- powiedział.
- Dobrze. To teraz zjeżdżaj Payne- powiedział Damon.
Liam tylko kiwnął głową i wyszedł. Byłam sama z mordercą mojego brata.
- Damon…- zaczęłam, ale on mi przerwał.
- Katherine nie zrobię tego. Nie mogę pozwolić, aby policja zaczęła cię szukać. Musze zabrać Caroline i Lily- oznajmił.
- Nie ty nic nie musisz!- krzyknęłam.
- Masz rację nie musze. Ja tego chce- powiedział, poczym skierował się w stronę schodów.
- Idę pod prysznic- okienko nadziei w czarnym tunelu dla mnie zaświeciło.
- Nie ciesz się tak, nie uciekniesz- powiedział jakiś damski głos.
Światełko w tunelu zgasło.
Roseanne.
Czy wspominałam już, że nie cierpię tej dziewczyny.
- Cześć Ross- przywitał się Damon.
- Cześć braciszku. Postanowiłeś już czy ją zabijemy?- zapytała z nadzieją.
- Nie Ross. Nie tkniesz jej rozumiesz?- spytał zły.
- Szkoda. Snułyśmy już z Alice jak ją wykończyć. A właśnie gdzie jest Alice? A no tak. Spotkała Liama przy wyjściu i z nim gada- powiedziała do siebie.
- Alice też tu jest?- spytał zaciekawiony Damon.
- Tak. Zaprosiłam ją tu, bo jest mi nudno, a z tą nie pogadasz- pokazała na mnie.
Alice ;)
- Przywitaj ją ode mnie- powiedział i wszedł na górę.
Po chwili do salonu weszła śliczna blondynka. To z pewnością musiała być Alice. Spojrzała na mnie z pogardą.
- To jest ta cała Katherine?- spytała zdziwiona.
- Tak- odpowiedziała beznamiętnie Roseanne.
- Z tego, co mówiłaś myślałam, że jest ładniejsza. A na mądrą też nie wygląda- powiedziała, cały czas na mnie patrząc.
Nie znam jej, ale już nie lubię.
- Widzisz pozory mylą- powiedziała znudzona Ross, popijając wodę.
- Myślisz, że nas słyszy- zapytała po chwili blondynka.
Nie wytrzymałam.
- Ty naprawdę udajesz czy jesteś po prostu naturalną blondynką?- spytałam.
"Ty naprawdę udajesz czy jesteś po prostu naturalną blondynką?"
Alice spojrzała na mnie. W jej oczach mogłam dostrzec wyższość, zdziwienie, pogarda. Tym razem mój wzrok skierował się w stronę Roseanne. Stała przy blacie z butelką wody i patrzyła na mnie wzrokiem pełnym śmiechu i nutki podziwu.
Podziw u Ross?
Niespotykane zjawisko, a jednak.
- Uważaj na słowa jakaś ty tam na K- powiedziała „groźnie” Alice.
- Bo co mi zrobisz?- spytałam wyzywająco.
- Nie chcesz wiedzieć- powiedziała i chciała mnie uderzyć, ale Roseanne zareagowała.
- Alice! Jeśli Damon zobaczy u niej choćby jedno zadrapanie to własnoręcznie nas zabije, więc się od niej odsuń- powiedziała.
Alice tylko prychnęła.
Postanowiłam wcielić w życie mój drugi plan.
Tak. Mam drugi plan. W końcu jestem Katherine Pierce.
Ruszyłam do sypialni Damona, czyli tymczasowo też mojej. Jakbym nie mogła mieć innej.
"Jeśli chciałaśmnie zobaczyć na nago trzeba było tylko poprosić"
Otworzyłam drzwi. Nie było tutaj bruneta.
- Damon- zawołałam go.
Mój wzrok skierował się w stronę łazienki. Chwilę zastanawiałam się czy wejść do niej czy nie, ale stwierdziłam, że zobaczę czy go tam nie ma. Otworzyłam drzwi do łazienki. Też go nie było.
Ugh!
- Jeśli chciałaś mnie zobaczyć nago trzeba było tylko poprosić- podskoczyłam ze strachu.
Odwróciłam się w jego stronę. Stał w progu pokoju i bezczelnie się do mnie uśmiechał.
Dupek!
Cholernie przystojny dupek!



Cześć!
I oto 8 rozdział.
Pojawił się Klaus ^^
Od razu mówię, że nie tylko na jeden rozdział xD
Mam nadzieję, ze wam się podobało ;)
Osoby, które czytają mojego drugiego bloga „The Klaroline” chce poinformować, że jestem w trakcie pisania 14 rozdziału.
Zapraszam do pozostawania Waszej opinii w komentarzach.
Życzę Wam miłej Majówki!
Pozdrawiam Caroline. 





sobota, 19 kwietnia 2014

7. My sister gone...

- Mamy do pogadania, nie uważasz?- - spojrzałam na niego. W jego oczach nie było widać tego, co wcześniej. Teraz była tylko złość… Kurwa! Katherine w, co ty się wpakowałaś?!
- Jeśli nasza pogawędka- przy słowie „pogawędka”, dzięki swoim palcom, zrobiłam charakterystyczny cudzysłów- Będzie wyglądała tak, że na końcu zamkniesz mnie w pokoju i nie
"Pogawędka"
pozwolisz mi się komunikować z bliskimi to uważam, że nasza pogawędka nie ma sensu- dokończyłam.
Damon nie był zadowolony zdaniem wypowiedzianym przeze mnie przed chwilą.
- Posłuchaj mnie Katherine. Nie ty tutaj dyktujesz warunki i nigdy nie będziesz ich dyktowała. A teraz grzecznie wrócisz ze mną do domu- warknął i złapał mnie za łokieć. Zaczęłam się szarpać.
- Puść mnie! Nigdzie z tobą nie idę!- krzyczałam. Damon spiorunował mnie wzrokiem. Po chwili wyrwałam swoją rękę z jego uścisku i przywalił mu z liścia w policzek.
- To za pocałowanie mnie- warknęłam. Po chwili jednak pożałowałam moich czynów i słów. W jednej chwili byłam już nad ziemią. A dokładniej byłam przerzucona przez ramię bruneta. Zaczęłam go kopać w brzuch, ale to nic nie dało. Wręcz przeciwnie. To mnie zaczęły boleć nogi. Co on tam ma? Kaloryfer? Odłożyłam jednak swoje przemyślenia i postanowiłam uderzać go pięściami w plecy. Nic. Zero reakcji. Czy on jest ze stali? Po chwili usłyszałam otwierające się drzwi. Znów jestem w domu Damona. Kiedy przekroczył próg znów zaczęłam się wyrywać.
- Kurwa Damon! Postaw mnie na ziemie!- krzyknęłam.
- Kochanie, kto nauczył cię tak brzydkich słów?- zapytał. „Kochanie?” On stanowczo za dużo sobie pozwala.
- Brat. Niestety nie będziesz w stanie go poznać, bo pomyślmy. A no tak. Bo go zabiłeś!- warknęłam.
Po chwili zostałam rzucona na kanapę.
- Jeśli nie wiesz wszystkiego Katherine, to trzymaj język za zębami. Przyda ci się ta rada- powiedział oschle. „Nie wiesz wszystkiego.” O co tu chodzi?
- A teraz czekam na przeprosiny- oznajmił mi. Wybuchłam gorzkim śmiechem.
- Co cię tak bawi?- spytał.
- Ty!- wykrzyknęłam.
- Chcesz ode mnie przeprosin? Niedoczekanie!- poinformowałam go.
Uśmiechnął się do mnie szeroko. To wróżyło tylko jedno. Ma na mnie coś, dzięki czemu będę zmuszona go przeprosić.
"Nie mogę stracić kolejnej odoby, którą kocham"
- Dobrze. Niech ci będzie. Chciałem dobrze. Ale teraz zostawię cię na chwilę. Muszę zadzwonić do Klausa i poinformować go, że może już przestać chronić Caroline, a nawet może kogoś na nią nasłać, żeby trafiła do mamusi- przegiął. Jak on mógł? A no tak. To morderca i manipulator. Czego ty się spodziewałaś Katherine? Że on tak po prostu zacznie chronić twoich bliskich? Boże jak ja mogłam być tak głupia?
- Damon proszę nie- wyszeptałam, próbując powstrzymać cisnące się do moich oczu łzy- Nie mogę stracić kolejnej  osoby, którą kocham.
Nie wytrzymałam. Łzy poleciały po moich policzkach.

- Katherine ja- zaczął Damon, ale przerwał mu jego telefon. Odebrał i odszedł na chwilę ode mnie. Starłam łzy z policzka.
- Dlaczego ja płaczę? Ja nie mogę płakać. Pokazuje tylko jaka jestem słaba i żałosna. Choć… Podsumowując. Jestem żałosna. W końcu kto normalny zacząłby szukać zabójcy swojego brata,
"Dlaczego płaczę? [...] Jestem żałosna!"
wiedząc, że naraża innych swoich bliskich na niebezpieczeństwo. Jestem zasraną egoistką! Boże, jaka ja byłam głupia! W ogóle jak ja mogłam pomyśleć, że ten debil ochroni Lily i Caroline?- zaczęłam mój monolog, ale przerwałam go aby otrzeć łzy, które ponownie spłynęły po  moich policzkach.
- Wcale nie jesteś żałosna- odwróciłam głowę w stronę głosu. Damon. Słyszał wszystko, co mówiłam?
- Jestem- oznajmiłam- Gdybym nie była, to nie narażałabym bliskich na niebezpieczeństwo.
- Katherine nie jesteś żałosna. Jesteś jedną z najodważniejszym ludzi jakich znam. I nigdy nie masz prawa mówić o sobie, że jesteś żałosna- powiedział stanowczo, ale nie oschle. Wydawało mi się wręcz, że wszystko, co przed chwilą powiedział jest szczere.
- A co do mojej obietnicy. Ochronię twoich bliskich Katherine. Dzisiaj ktoś chciał potrącić Lily samochodem- oznajmił.
"Złożył na moim czole lekki pocałunek"
- Co?- krzyknęłam przerażona. Mojej siostrze coś się stało. Znów nie wytrzymałam. Łzy ponownie spłynęły po moim policzku. Damon podszedł do mnie i wziął moją twarz w dłonie, tak żebym patrzyła cały czas w jego oczy. Jego oczy były piękne. Nigdy wcześniej nie widziałam takich oczu.
- Spokojnie. Nic jej nie jest. Stefan w porę zainterweniował- powiedział spokojnie.
- Co? Stefan jej pomógł? Mojej siostrzyczce nic nie jest?- wyszeptałam.
- Tak. Nic jej nie jest- powiedział i uśmiechnął się do mnie lekko. Odwzajemniłam uśmiech. Damon powoli zaczął przybliżać swoja twarz do mojej i złożył na moim czole lekki pocałunek.
Liam Payne ;)
Spojrzałam w jego oczy, a on w moje. Powoli zaczął zbliżać się do moich ust. Nagle usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi i odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Nagle w progu salonu znalazł się przystojny blondyn z lekkim zarostem.
- Co tu robisz Payne?- warknął Damon.
- Sprawy się pokomplikowały. Lily i Caroline poszły na policję zgłosić zaginięcie Katherine. Katherine tak w ogóle to jestem Liam- powiedział, przedstawił się, machnął do mnie ręką i uśmiechnął się pogodnie. Odwzajemniłam uśmiech. Liam… Tak nazywał się jeden z przyjaciół
Zayna. Lily i Caroline poszły na policję? Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Więc Payne, zadzwoń, do tego, który wśród nas najlepiej udaje policjanta- powiedział, a Liam tylko skinął głową na znak, że rozumie. Wyszedł na zewnątrz, by zadzwonić. Damon odwrócił się w moją stronę.
- Chyba spotkasz Caroline i Lily szybciej niż myślałem- poinformował mnie. Zaraz. Co? On chce uprowadzić moją siostrę i przyjaciółkę?

*Oczami Lily*

Stałam przed biurkiem Darrena i składałam zaginięcie mojej siostry.
- Więc… Katherine zaginęła po pogrzebie Elizabeth, tak?- podsumował Darrena. Był to młody policjant. Chyba byłby w wieku Elijah, ale nie jestem do końca pewna. Wszyscy zwracali się do niego po imieniu.
- Tak. Powiedziała, że chwile jeszcze zostanie na cmentarzu i, że ja i Caroline mamy jechać do domu, a ona zaraz do nas dołączy- wyjaśniłam.
- Ale nie dołączyła- zapytał Darrena. Pokiwałam głową.
- Macie może jakieś pomysły, gdzie mogłaby być?- zadał kolejne pytanie.
- Nie. Nie mamy- wtrąciła się Caroline, która siedziała na kanapie. Nie chciała tu przychodzić ze względu na mamę, ale w końcu się zgodziła. Zrobiła to dla mnie. Jestem jej naprawdę wdzięczna.
- Dzwoniłyśmy do niej, ale nie odbierała. To już jest oznaką tego, że coś jej się stało. W końcu to
"Nie nie mamy... [...] Znasz ją Darren.
Przecież nigdy nie rozstawała się z telefonem.."
skąd on tyle o niej wie. Jak tylko znajdziemy moją siostrę, to się tego dowiem.
- Dobra, dziewczyny. Oczywiście zaczniemy szukać Katherine. Tylko, że ja nie jestem od działu poszukiwań- poinformował nas.
- A kto jest?- spytała Caroline.
- Ja- usłyszałam jakiś głos. Odwróciłam się w stronę rozmówcy. W międzyczasie zauważyłam, że Caroline zesztywniała i ze strachem w oczach spojrzała na mężczyznę, który przed chwilą wszedł do pomieszczenia. Dlaczego Caroline się tak na niego spojrzała? O co chodzi?
- Nazywam się Klaus Mikaelson i obiecuję wam, że znajdę tą dziewczynę…




Hej wam!
Rozdział wyszedł mi średni, ale mam nadzieję, że przypadł wam do gustu (chociaż w odrobinie)
Mam nadzieję, że większość z was pozostawi po sobie komentarz ;)
To naprawdę motywuję.
Chciałabym też życzyć wszystkim Wesołych Świat Wielkanocnych!
Smacznego jajka i mokrego dyngusa!
Szczególne życzenia kieruje to moich czterech wiernych czytelniczek:
Julii Malik, Karmelowe Serce, Mrs. Payne i AristicSmile ;)
Dziękuję Wam, że czytacie moje wypociny, komentujecie w wspieracie!
Jeszcze raz życzę wszystkim Wesołych Świąt!
Pozdrawiam Caroline.






poniedziałek, 14 kwietnia 2014

6. I will not give up...

Otworzyłam oczy. Głowa bolała mnie mniej niż wczoraj, ale jednak czułam ból. Był do wytrzymania, więc postanowiłam wstać z łóżka i zacząć rozglądać się, za drogą ucieczki. Wczoraj niczego nie próbowałam i szybko zrezygnowałam, ponieważ wszystko mnie makabrycznie bolało. Ale dzisiaj tak nie będzie… Nie poddam się… Nigdy… W końcu jestem Katherine Pierce. Jestem dziewczyną, która przez dwa miesiące szukała mordercy swojego brata… Po co? Po to, żeby się teraz poddać i słuchać się go na każdym kroku? Nie… Nie ma mowy. Po moim trupie znów go posłucham. Do teraz nie mogę pojąć jak ja mogłam być taka głupia i uwierzyć przez chwilę, w to, że Lily i Caroline są bezpieczne… Przecież on kłamie na każdym kroku. Porwał mnie, zabił mi brata, najprawdopodobniej zabije mi niedługo siostrę i przyjaciółkę… I on myśli, ze tak po prostu mu zaufam? Szczerze to uważałam, że jest, chociaż odrobinę mądrzejszy… Najwidoczniej się myliłam. Wstałam powoli z łóżka. Dopiero teraz zauważyłam, że cały czas byłam w sukience, którą założyłam na pogrzeb Liz… Rozejrzałam się po pokoju. Czarne, duże łoże stało na środku pomieszczenia. Naprzeciwko był duży, plazmowy telewizor, a obok niego drzwi. Z drugiej strony sprzętu elektrycznego stała duża czarna szafa. Obok łóżka stały dwie małe szafeczki, a na nich budzik, jakieś notesy i ładnie ułożone w kostkę ubrania. Na odzieży leżała karteczka. Podeszłam bliżej szafki i wzięłam do rąk kawałek papieru. Jak się okazało na papierze widniała wiadomość dla mnie.
Wyszedłem w ważnej sprawie. Nie próbuj uciekać, bo ucieczka ode mnie jest bezsensowna. Wziąłem te ubrania od Ross. Nie było łatwo, ale potrzebowałaś świeżych ubrań, a nie mogłem jechać do sklepu kupić nowych, wiec jakoś ubłagałem moją siostrzyczkę. Mam nadzieje, ze się wyspałaś.
Damon.
Jednak nie jest taki głupi, jak przed chwilą stwierdziłam. Pomyślał o tym, że będę potrzebowała ubrań. Spojrzałam na odzież. Co, jak co, ale Roseanne, czy jak jak jej tam było ma gust. Choć pewnie, to, co mi dało to jedne z najbrzydszych rzeczy, które ma w swojej szafie. Dostałam czarne, zwyczajne rurki, niebieską bluzkę, czarną, skórzaną kurtkę i piękne czarne szpilki. Nigdy nie widziałam równie zniewalających szpilek. Wzięłam do ręki ubrania oraz kosmetyki, które się okazały leżeć obok odzieży i ruszyłam w stronę łazienki. Nie do końca wiedziałam, gdzie ona się znajduje, więc dopadłam pierwszych lepszych drzwi i je otworzyłam. Prowadziły na korytarz. Postanowiłam, wiec zobaczyć, co znajduje się za drzwiami obok telewizora. Powoli zaczęłam je otwierać i moim oczom ukazała się piękna i duża łazienka. W porównaniu do sypialni w tym pomieszczeniu górowały jasne kolory. Beżowe kafelki idealnie zgrały się z białymi wyposażenia. Duża wanna znajdowała się w rogu pokoju, na specjalnym podwyższeniu. Umywalka, czyli centrum mojego teraźniejszego zainteresowania znajdowała się na środkowej ścianie. Obok niej wisiały półki, a na nich różne przedmioty. Nad umywalką znajdowało się duże lustro, co mnie trochę ucieszyło. Ja po prostu kochałam lustra. Postawiłam kosmetyki na jakiejś wolnej półce koło umywalki. Postanowiłam skorzystać z prysznica, który stał przy ścianie, która znajdowała się naprzeciwko wanny. Swoją drogą, po co komu prysznic i wanna w jednej łazience? Katherine zrozum rozumowanie mordercy. Niewykonalne. Rozebrałam się i wskoczyłam pod prysznic. Ciepła woda spływała po moim ciele, tworząc chwilę, którą chciałabym, aby trwała wiecznie. Kiedy ciepłe krople wody dotykały mojego ciała czułam się, jakby wszystko było jak dawniej. Elijah i rodzice żyli. Wszyscy byli szczęśliwi. Ale już nigdy tak nie będzie. Wszystko się zmieniło. Tego byłam pewna. Byłam pewna jeszcze jednego… Wszystko się jeszcze zmieni. Nie mam pojęcia po ilu minutach wyszłam z kabiny i szczerze miałam to gdzieś. Opatuliłam się ręcznikiem i stanęłam na zimnych kafelkach. Gdy moje stopy dotknęły chłodnej terakoty, lekko się wzdrygnęłam. Po paru minutach byłam już ubrana w rzeczy Roseanne. Zaczęłam szukać suszarki do włosów, choć szczerze wątpiłam w to, ze Damon takową rzecz posiada. Moje poszukiwania przerwał kobiecy głos. Od razu wiedziałam, do kogo należy…
"Szczerze bałam się tej dziewczyny"
- Szukasz czegoś?- usłyszałam pytanie. Odwróciłam się do niej z postanowieniem: „Katherine, bądź miła”. Cały czas w mokrych włosach, zwilżyłam warge jezykiem, ze zdenerwowania. Szczerze
bałam się tej dziewczyny. Ubrana była w zwykłe dżinsy, długie kozaki, szary T-shirt, kurtkę i burgundowy komin. Przez ramię miała przerzuconą dużą torbę, co znaczyło, że gdzieś wychodzi.
- Cześć Ross. Yyy… W zasadzie to szukałam suszarki- powiedziałam- Wychodzisz gdzieś?
- Tak. Ale nie martw się. Zayn powinien przyjść za jakieś dziesięć minut i dotrzyma ci towarzystwa. A co do suszarki to leży na dolnej półce- mruknęła. Powiedziała coś, o jakimś Zaynie… Tylko, kto to do cholery jest?!
- Kim jest Zayn?- spytałam.
- Wszystkiego się dowiesz- oznajmiła.
Zayn ;)
Roseanne spojrzała na telefon, który jej zadzwonił i mruknęła cos w stylu „Do zobaczenia później”. Wysuszyłam włosy, zrobiłam makijaż i gdy upewniłam się, że Ross na pewno wyszła z domu, ruszyłam na dół. Salon był łączony razem z kuchnią. Meble w głównym pokoju były białe, a ściany bordowo- białe. Nie zwracałam zbytniej uwagi na kuchnię. Gdy tylko zauważyłam drzwi wejściowe, ruszyłam w ich stronę. Lekko nacisnęłam klamkę… Jest! Otwarte! Otworzyłam drzwi i gdy próbowałam wyjść z domu odbiłam się od czegoś. A raczej od kogoś.
- Damon mówił, że możesz uciekać- usłyszałam męski, lekko zachrypnięty głos. Spojrzałam na osobę, która przeszkodziła mi w wyjściu z domu. Był to wysoki mężczyzna. Przystojny mężczyzna, ale to już inną drogą.
- Jestem Zayn- przedstawił się.

- Katherine- zrobiłam to samo co on.
- Wiem- powiedział z uśmiechem.
- A teraz Katherine radziłbym Ci wejść do domu- powiedział stanowczo.
- A co jeśli…- nie dane mi było skończyć, ponieważ Zayn złapał mnie za łokieć i wepchnął z powrotem do środka. Fuknęłam zdenerwowana. Zayn spojrzał w moją stronę i cicho się zaśmiał.
- Stało się cos Katherine?- zapytał z udawaną troską.
- Popsułeś moją próbę ucieczki od psychopaty, który zabił mojego brata. Zupełnie nic się nie stało!-
"Zupełnie nic się nie stało!"
wysyczałam.
- Choć do kuchni- powiedział.
- Po co?- spytałam zrezygnowana.
- Bo chce coś do picia- oznajmił.
- Ale przecież ja ci nie bronie- mruknęłam.
- Tak, ale jeśli spuszczę cie z oka chociaż na sekundę, to znów będziesz próbowała uciec- powiedział. Zrezygnowana ruszyłam za nim do kuchni. Mulat podszedł do lodówki, a ja usiadłam na krześle przy blacie.
- Chcesz coś do picia?- spytał. Szczerze, to była pierwsza osoba, która zaproponowała mi coś do picia. Ochoczo pokiwałam głowa. Zayn wyjął z lodówki sok pomarańczowy i skierowałam się po szklanki. Chwilę potem mogłam delektować się smakiem napoju.
- Jesteś w gangu Damona?- spytałam.
- Jestem w pobocznym składzie, ale tak należę do tego gangu- oznajmił.
- W pobocznym składzie?- spytałam ciekawa. Mimo iż zbierałam wszelkie informacje o Damonie i o jego gangu, to nigdy na żadnym zdjęciu nie spotkałam Zayna.
- Damon, Roseanne, Stefan i jego brat Klaus należą do głównego składu gangu, a ja Niall, Liam, Louis i Harry do pobocznego, czyli takiego od brudnej roboty- oznajmił mi.
- Niall, Liam, Louis i Harry to twoi znajomi?- spytałam.
- Tak. Znamy się praktycznie od urodzenia i każdy z nas szczerze nienawidzi być w tym gangu- powiedział.
- To dlaczego z niego nie odejdziecie?- zapytałam.
- To nie jest takie proste jak ci się wydaje. Damon nie ma czasu na szukanie innego składu pobocznego, więc po prostu… Znalazł na nas haki.
- Haki?- zapytałam coraz bardziej zainteresowana.
- Tak. Znalazł osoby, na których nam zależy i zagroził, że jeśli odejdziemy z gangu, może spotkać ich niewyjaśniony wypadek.
- Co?- zapytałam.
- Szczerze to znalazł haka tylko na mnie, Liama i Louisa, ale Harry i Niall zostali, ponieważ jesteśmy przyjaciółmi.
- Jak to tylko na waszą trójkę?
- Nasze rodziny nie żyją. Wszyscy zginęli podczas trzęsienia ziemi w naszym kraju. Mieliśmy wtedy po piętnaście lat, wiec trafiliśmy do domu dziecka. Gdy go opuściliśmy nie wiedzieliśmy do końca co robić. Znalazł nas Damon i zaproponował, żebyśmy byli w jego gangu. Wiec rodziny nie mamy. Żadnej. Ja, Liam i Louis mamy dziewczyny. To one są naszymi słabościami i to je zrani Damon gdy odejdziemy z gangu.
- Macie dziewczyny? Nigdy nie spotkałam się żeby ktoś w jakimkolwiek gangu miał dziewczynę- zaśmiałam się. W naszym miasteczku kiedyś utworzył się gang zbuntowanych chłopców jak to się śmiałam z Caroline. Caroline tym gangu był każdy chłopak, który nie miał dziewczyny i nie chciał. To było bez sensu. Ale to było dobre wspomnienie. A dobre wspomnienia zawsze mają jakiś sens…
Julie na zdjęciu Zayna ;)
- Tak mamy dziewczyny. Dziewczyna Liama ma na imię Alice, Louisa- Nina, a moja- sięgnął po coś do kieszeni swojej czarnej kurtki. Wyjął z niej zdjęcie i mi je podał. Na fotografii widniała śliczna brunetka.
- To jest Julie. Jest moim całym światem, więc pod żadnym pozorem nie odejdę z gangu. Nigdy nie
pozwolę żeby ktoś ją skrzywdził. Uśmiechnęłam się do niego lekko i oddałam zdjęcie. W tym momencie zadzwonił telefon Zayna. Odebrał i poszedł na górę, abym nie słyszała rozmowy. Gdy byłam pewna, ze zamknął za soba drzwi, zdjęłam szpilki i szybko ruszyłam w strone drzwi. Naszczepcie ich nie zamknął. Wybiegłam z domu i zaczełam biec ile sił w nogach. Odwróciłam na chwile głowę, by zobaczyć czy Zayn za mną nie biegnie. Gdy moja głowa zaczęłam wracać na swoje miejsce, mój bieg został przerwany… Pocałunkiem. O ile można to nazwać pocałunkiem. Po prostu ktoś wbił się w moje usta. Zaczęłam go odpychać, ale usłyszałam jedynie głośny śmiech. Po chwili ten ktos uwolnił mnie spod swoich ust i powiedział:
- Przepraszam słonko, że tak bez uprzedzenia, ale wyglądałaś tak pięknie, że nie mogłem się powstrzymać.
Wiedziałam kto to jest. Damon. Pogładził mnie delikatnie po policzku, ale jego dłoń od razu została strącona przez moją. Uśmiechnął się szeroko. Spojrzał za moje ramię i krzyknął:
- Zayn możesz już iść do swojej Julie- odwróciłam się i zobaczyłam jak Zayn wsiada do samochodu.
- Mamy trochę do pogadania, nie uważasz?- spojrzałam na niego. W jego oczach nie było widać tego, co wcześniej. Teraz była tylko złość… Kurwa! Katherine w co ty się wpakowałaś?!





Cześć wszystkim!
Przepraszam za długą przerwę, ale niestety wena mnie opuściła i miałam parę kartkówek i sprawdzianów, do których musiałam się uczyć.
Rozdział jest trochę długi, ale jest są to przeprosiny za tak długą przerwę.
Mam nadzieję, ze wam się chociaż w odrobinie podobał.
Życzę wszystkim miłego tygodnia <3

Pozdrawiam Caroline.


poniedziałek, 31 marca 2014

5. Hello My Sunshine...

Ból… Ból przeszywający moje ciało. Czułam jakby moja głowa pękała mi, co chwilę od nowa. Gdy myślę, że męczarnia się kończy, ona rozpoczyna się od nowa z silniejszym bólem. Moja ręka została wykręcona pod jakiś dziwnym kontem, a druga… Myślałam, że zaraz odpadnie mi nadgarstek. Czułam na nim zimny metal. Nie mam pojęcia co to jest. Ze świadomością, co może mnie spotkać otworzyłam powoli oczy. Moje powieki zaczęły się otwierać tym samym ukazując moim oczom duży pokój. Czarne meble, białe ściany z jakimiś wzorami… Spojrzałam na miejsce, na którym obecnie leżałam. Na jednej ręce leżałam, a druga była skierowana do tyłu. Próbowałam spojrzeć na nią, ale z każdym, nawet najmniejszym ruchem głowy moje ciało przeszywał ból. Próbowałam sobie przypomnieć co się wydarzyło. Śmierć Liz, doktor Stefan Mikaelson, odkrycie kim jest Stefan, pogrzeb Liz, wystąpienie Lily, Stefan na pogrzebie, brunet czekający na Stefana, śledzenie ich, spojrzenie Stefana, uśmiech bruneta i uderzenie w głowę. Z wielkim trudem przekręciłam głową w bok. Czułam przy tym niewyobrażalny ból. Spojrzałam na moją rękę. Była przykuta kajdankami do ramy czarnego łóżka. Nagle drzwi od pokoju się otworzyły. Szybko obróciłam głowę w tym kierunku. Był to wielki błąd. Syknęłam z bólu i zamknęłam na chwilę oczy.
Roseanne Salvatore ;)
- Za mocno cię uderzyłam? Przepraszam- zadrwił ktoś. Otworzyłam oczy. W drzwiach stała dziewczyna średniego wzrostu i brązowych włosach.
- Kim jesteś?- ledwie powiedziałam.


- Jestem Roseanne Salvatore- powiedziała i podeszła do łóżka.
- Dlaczego mnie uderzyłaś?- zapytałam.
- Bo chciałam- powiedziała- Gdyby nie to, że Damon chce żebyś żyła, już dawno byłabyś martwa. Własnoręcznie bym cię załatwiła.
- To ty mnie wtedy trzymałaś? Wtedy gdy zamordowaliście mi brata- wyszeptałam.
- Jednak jesteś mądrzejsza niż myślałam- powiedziała i odstawiła cos na szafkę koło łóżka.
- Stefan zaraz do ciebie przyjdzie- oznajmiła i wyszła.
Zamknęłam oczy. Próbowałam sobie wyobrazić, że jestem w domu. Z rodzicami. Z Elijah. Mama Care i Caroline przyszły na urodziny mamy. Wszyscy byli wtedy szczęśliwi. A teraz? Moi rodzice nie żyją, Elijah też i mama Caroline także. Pewnie niedługo dołączę do nich. Ciekawe tylko czy następna będzie Caroline czy Lily? A może je oszczędzą? W końcu tylko ja szukałam bruneta z baru. Moje rozmyślenia przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Stefana stojącego przy łóżku.
- Jak się czujesz?- spytał.
- A jak myślisz- syknęłam.
- Przepraszam za Ross. Jest trochę porywcza, z resztą tak samo jak jej brat- oznajmił.
- Po co mi to mówisz?- zapytałam.
- Żebyś wiedziała, że na początku Ross będzie ci dogryzała i coś w tym stylu. Do tej pory była jedyną dziewczyną w naszym gronie. A teraz pojawiłaś się ty- powiedział.
- Nic z tego nie rozumiem- powiedziałam.
- Nie widziałaś się jeszcze z Damonem?- spytał zaskoczony.
- Nie. Jedynymi osobami jakimi widziałam po przebudzeniu to ty i jakaś Rose coś tam – oznajmiłam.
- Roseanne- poprawił mnie- To dziwne, że Damon jeszcze do ciebie nie przyszedł. Kiedy się obudziłaś?
- Niedawno- mruknęłam.
- To wszystko wyjaśnia. Damon pewnie tu był ,ale spałaś- powiedział.
- Stefan o co ci chodziło z teraz pojawiłaś się ty?- zapytałam.
- Damon nie ma zamiaru cię zabić. Musisz być posłuszna, słuchać się go- wyjaśnił.
- Co? Ja nie jestem psem!- próbowałam krzyknąć, ale jedyne co wychodziło z mojego gardła to dziwne pisknięcie.
- Katherine, spokojnie- powiedział- Obejrze teraz twoja głowę.
- Dobrze- odpowiedziałam i spróbowałam usiąść. W moim przypadku okazało się to niewykonalne. Każdy ruch przynosi większy ból. Stefan zauważył z jakim trudem idzie mi podniesienie się do pionu. Złapał mnie w tali i delikatnie posadził. Uśmiechnęłam się do niego. Stefan nałożył na ręce białe, jednorazowe rękawiczki i zaczął oglądać moją głowę.
- To nic poważnego. Ross nie uderzyła cię tak mocno jak myślałem. Trzeba to tylko oczyścić- poinformował mnie i wziął do rąk wodę utlenioną. Wylał ją na wacik. Podszedł do mnie i delikatnie zaczął obmywać ranę na głowie. Syknęłam. Szczypało. Szczypało jak cholera.
- Gotowe- powiedział po chwili.
- Dziękuję- mruknęłam.
- Przez jakiś dzień będzie cię wszystko bolało- poinformował mnie.
- Stefan… Ja muszę wrócić do domu- wyszeptałam.
- Nie możesz Katherine. Damon cię stad nie wypuści pod żadnym pozorem- powiedział.
- Ale ja muszę wrócić do Lily, do Caroline. One potrzebują mojej pomocy.
- Katherine posłuchaj mnie. Obiecuję ci, że się nimi zajmę.
- Dlaczego miałbyś to robić?
- Bo cię lubię. Lily i Caroline z resztą też.
- Dziękuje- wyszeptałam.
- Katherine połóż się spać- powiedział po czym wyszedł. Tak jak Stefan mi doradził postanowiłam się zdrzemnąć.

***
Lekko otworzyłam oczy. Głowa nadal mnie bolała. Czułam jakby mój nadgarstek, który jest przykuty kajdankami miał mi zaraz odlecieć.
- Witaj słonko- usłyszałam. Szybko odwróciłam głowę w stronę osoby, która wypowiedziała te słowa. Przede mną stał nikt inny jak Damon Salvatore. Zabójca mojego brata. Jak zawsze uśmiechnięty.
- Wreszcie się obudziłaś- powiedział po czym usiadł na łóżku.
- Czego chcesz?- wysyczałam.
- Spokojnie słonko. Nic ci nie zrobię- powiedział.
- Przyszedłem zapytać jak się czujesz- oznajmił.
- Co cię to obchodzi?- zapytałam.
- Dużo mnie to obchodzi, więc odpowiadaj Katherine- powiedział.
- Oprócz tego, że moja głowa mnie niemiłosiernie boli, nadgarstek chyba mi zaraz odpadnie oraz, że zostałam porwana przez psychopatę, który zabił mojego brata to dobrze- oznajmiłam. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Jeśli obiecasz mi, że nie będziesz uciekać, to odepnę cię od łózka- powiedział. Kiwnęłam głową. Damon wziął z szafki kluczyki do kajdanek i po chwili moja ręka była wolna. Zaczęłam rozmasowywać nadgarstek. Zauważyłam, że bruneta już nie ma w pokoju. Po chwili jednak wrócił, trzymając w ręce lód.
- Masz przyłóż to- powiedział. Wzięłam od niego lód i przybliżyłam do nadgarstka. Gdy lód dotknął mojej skóry poczułam kojące zimno.
- Dlaczego jeszcze mnie nie zabiłeś?- spytałam po chwili.
- A dlaczego miałbym cię zabić?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Bo jeśli ktoś wchodzi ci w drogę zawsze go zabijasz. Wiec?
- No tak. Zapomniałem, że mnie szpiegowałaś. Aż tak ci się podobam?- zaśmiał się.
- Odpowiesz mi na moje pytanie?- zapytałam coraz bardziej podirytowana.
- Już słoneczko. Nie zabiję cię ponieważ nie tego chce od ciebie- powiedział.
- A czego chcesz ode mnie?
- Dowiesz się  w swoim czasie.
- Damon posłuchaj mnie… Ja chciałabym się skontaktować z Lily i Caroline- powiedziałam niepewnie.
- Nie ma mowy!- krzyknął.
- Ale Damon ja muszę się z nimi skontaktowac!- też wrzeszczałam.
- Powiedziałem nie!
- Ale…
- Nie ma żadnego ale Katherine. Zapomniałem przedstawić ci zasady. Jesteś moja, więc robisz to co ja chce i to ja decyduje co robisz! Jasne?!- spytał. Nie miałam zamiaru na to odpowiadać.
- Spytałem czy jasne!- krzyknął.
- Tak- wyszeptałam.
- To dobrze- powiedział łagodniej.
- Ale musze powiedzieć Lily i Caroline, że nic mi nie jest- nie dawałam za wygraną.
- Katherine posłuchaj mnie. Nie musisz martwić się o Lily i Caroline. Żadnej nie stanie się krzywda. Potrafie ci to zapewnić. Te osoby, które mają je na oku nie dadzą ich skrzywdzić pod żadnym pozorem. Obiecuję ci, że spotkacie się. Ale w odpowiednim czasie- powiedział.
- Osoby, które mają je na oku? Czyli kto?- do końca nie rozumiałam.
- To nie jest ważne- powiedział.
- To jest ważne Damon. To jest moja siostra. A Caroline też taktuje jak siostrę, czyli też jet dla mnie ważna.
- O bezpieczeństwo Lily dba Stefan, a o bezpieczeństwo Caroline jego brat Klaus.
- Czy to ty…- nie mogłam wydusić z siebie tych słów.
- Czy to ja zabiłem mamę Carolinę?- pokiwałam głową- Nie. I też nie wiem kto to zrobił. Ale się dowiem. I ten ktoś za to zapłaci.
- Dlaczego? Przecież nie znałeś Liz- powiedziałam.
- Kim Liz dla ciebie była?- spytał.
- Jak druga matka- odpowiedziałam szybko.
- Widzisz była ważna dla ciebie. A ty jesteś ważna dla mnie. Dlatego każdy przez którego cierpisz zapłaci za to co ci zrobił- oznajmił.
- Co?- zapytałam zdziwiona.
- Kiedyś ci to wyjaśnie, ale nie teraz. Nie jesteś jeszcze gotowa- powiedział. Nagle zadzwonił telefon Damona. Spojrzał na wyświetlacz.
- Katherine ja muszę teraz wyjść. Nie wiem kiedy wrócę, więc radziłbym ci odpocząć-powiedział i skierował się w strone drzwi.
- Tylko nie próbuj żadnych sztuczek- zagroził mi palcem.
- Dobrze- mruknęłam. Uśmiechnął się i wyszedł.
Ogarnęło mnie dziwne zmęczenie. Postanowiłam chwilę odpocząć. Tylko chwilkę…



Witam!
Jest trochę Katherine i Damona <3
Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Chciałam też wszystkim podziękować za miłe komentarze pod ostatnimi rozdziałami.
Naprawdę się cieszę, że ktoś czyta moje wypociny i mu się podobają.
To naprawdę motywuje.
Życzę wszystkim miłego tygodnia <3
Pozdrawiam Caroline.