Ból… Ból
przeszywający moje ciało. Czułam jakby moja głowa pękała mi, co chwilę od nowa.
Gdy myślę, że męczarnia się kończy, ona rozpoczyna się od nowa z silniejszym
bólem. Moja ręka została wykręcona pod jakiś dziwnym kontem, a druga… Myślałam,
że zaraz odpadnie mi nadgarstek. Czułam na nim zimny metal. Nie mam pojęcia co
to jest. Ze świadomością, co może mnie spotkać otworzyłam powoli oczy. Moje
powieki zaczęły się otwierać tym samym ukazując moim oczom duży pokój. Czarne
meble, białe ściany z jakimiś wzorami… Spojrzałam na miejsce, na którym obecnie
leżałam. Na jednej ręce leżałam, a druga była skierowana do tyłu. Próbowałam
spojrzeć na nią, ale z każdym, nawet najmniejszym ruchem głowy moje ciało
przeszywał ból. Próbowałam sobie przypomnieć co się wydarzyło. Śmierć Liz, doktor Stefan
Mikaelson, odkrycie kim jest Stefan, pogrzeb Liz, wystąpienie Lily, Stefan na
pogrzebie, brunet czekający na Stefana, śledzenie ich, spojrzenie Stefana,
uśmiech bruneta i uderzenie w głowę. Z
wielkim trudem przekręciłam głową w bok. Czułam przy tym niewyobrażalny ból.
Spojrzałam na moją rękę. Była przykuta kajdankami do ramy czarnego łóżka. Nagle
drzwi od pokoju się otworzyły. Szybko obróciłam głowę w tym kierunku. Był to
wielki błąd. Syknęłam z bólu i zamknęłam na chwilę oczy.
Roseanne Salvatore ;) |
- Za
mocno cię uderzyłam? Przepraszam- zadrwił ktoś. Otworzyłam oczy. W drzwiach
stała dziewczyna średniego wzrostu i brązowych włosach.
- Kim
jesteś?- ledwie powiedziałam.
|
|
- Jestem
Roseanne Salvatore- powiedziała i podeszła do łóżka.
-
Dlaczego mnie uderzyłaś?- zapytałam.
- Bo
chciałam- powiedziała- Gdyby nie to, że Damon chce żebyś żyła, już dawno
byłabyś martwa. Własnoręcznie bym cię załatwiła.
- To ty
mnie wtedy trzymałaś? Wtedy gdy zamordowaliście mi brata- wyszeptałam.
- Jednak
jesteś mądrzejsza niż myślałam- powiedziała i odstawiła cos na szafkę koło
łóżka.
- Stefan
zaraz do ciebie przyjdzie- oznajmiła i wyszła.
Zamknęłam
oczy. Próbowałam sobie wyobrazić, że jestem w domu. Z rodzicami. Z Elijah. Mama
Care i Caroline przyszły na urodziny mamy. Wszyscy byli wtedy szczęśliwi. A
teraz? Moi rodzice nie żyją, Elijah też i mama Caroline także. Pewnie niedługo
dołączę do nich. Ciekawe tylko czy następna będzie Caroline czy Lily? A może je
oszczędzą? W końcu tylko ja szukałam bruneta z baru. Moje rozmyślenia przerwał
dźwięk otwieranych drzwi. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Stefana stojącego przy
łóżku.
- Jak się
czujesz?- spytał.
- A jak
myślisz- syknęłam.
-
Przepraszam za Ross. Jest trochę porywcza, z resztą tak samo jak jej brat-
oznajmił.
- Po co
mi to mówisz?- zapytałam.
- Żebyś
wiedziała, że na początku Ross będzie ci dogryzała i coś w tym stylu. Do tej
pory była jedyną dziewczyną w naszym gronie. A teraz pojawiłaś się ty-
powiedział.
- Nic z
tego nie rozumiem- powiedziałam.
- Nie
widziałaś się jeszcze z Damonem?- spytał zaskoczony.
- Nie.
Jedynymi osobami jakimi widziałam po przebudzeniu to ty i jakaś Rose coś tam –
oznajmiłam.
-
Roseanne- poprawił mnie- To dziwne, że Damon jeszcze do ciebie nie przyszedł.
Kiedy się obudziłaś?
-
Niedawno- mruknęłam.
- To
wszystko wyjaśnia. Damon pewnie tu był ,ale spałaś- powiedział.
- Stefan
o co ci chodziło z teraz pojawiłaś się ty?- zapytałam.
- Damon
nie ma zamiaru cię zabić. Musisz być posłuszna, słuchać się go- wyjaśnił.
- Co? Ja
nie jestem psem!- próbowałam krzyknąć, ale jedyne co wychodziło z mojego gardła
to dziwne pisknięcie.
-
Katherine, spokojnie- powiedział- Obejrze teraz twoja głowę.
- Dobrze-
odpowiedziałam i spróbowałam usiąść. W moim przypadku okazało się to
niewykonalne. Każdy ruch przynosi większy ból. Stefan zauważył z jakim trudem
idzie mi podniesienie się do pionu. Złapał mnie w tali i delikatnie posadził.
Uśmiechnęłam się do niego. Stefan nałożył na ręce białe, jednorazowe rękawiczki
i zaczął oglądać moją głowę.
- To nic
poważnego. Ross nie uderzyła cię tak mocno jak myślałem. Trzeba to tylko
oczyścić- poinformował mnie i wziął do rąk wodę utlenioną. Wylał ją na wacik.
Podszedł do mnie i delikatnie zaczął obmywać ranę na głowie. Syknęłam.
Szczypało. Szczypało jak cholera.
- Gotowe-
powiedział po chwili.
-
Dziękuję- mruknęłam.
- Przez
jakiś dzień będzie cię wszystko bolało- poinformował mnie.
- Stefan…
Ja muszę wrócić do domu- wyszeptałam.
- Nie
możesz Katherine. Damon cię stad nie wypuści pod żadnym pozorem- powiedział.
- Ale ja
muszę wrócić do Lily, do Caroline. One potrzebują mojej pomocy.
-
Katherine posłuchaj mnie. Obiecuję ci, że się nimi zajmę.
-
Dlaczego miałbyś to robić?
- Bo cię
lubię. Lily i Caroline z resztą też.
-
Dziękuje- wyszeptałam.
-
Katherine połóż się spać- powiedział po czym wyszedł. Tak jak Stefan mi
doradził postanowiłam się zdrzemnąć.
***
Lekko
otworzyłam oczy. Głowa nadal mnie bolała. Czułam jakby mój nadgarstek, który
jest przykuty kajdankami miał mi zaraz odlecieć.
- Witaj
słonko- usłyszałam. Szybko odwróciłam głowę w stronę osoby, która wypowiedziała
te słowa. Przede mną stał nikt inny jak Damon Salvatore. Zabójca mojego brata.
Jak zawsze uśmiechnięty.
-
Wreszcie się obudziłaś- powiedział po czym usiadł na łóżku.
- Czego
chcesz?- wysyczałam.
-
Spokojnie słonko. Nic ci nie zrobię- powiedział.
-
Przyszedłem zapytać jak się czujesz- oznajmił.
- Co cię
to obchodzi?- zapytałam.
- Dużo
mnie to obchodzi, więc odpowiadaj Katherine- powiedział.
- Oprócz
tego, że moja głowa mnie niemiłosiernie boli, nadgarstek chyba mi zaraz
odpadnie oraz, że zostałam porwana przez psychopatę, który zabił mojego brata
to dobrze- oznajmiłam. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Jeśli
obiecasz mi, że nie będziesz uciekać, to odepnę cię od łózka- powiedział.
Kiwnęłam głową. Damon wziął z szafki kluczyki do kajdanek i po chwili moja ręka
była wolna. Zaczęłam rozmasowywać nadgarstek. Zauważyłam, że bruneta już nie ma
w pokoju. Po chwili jednak wrócił, trzymając w ręce lód.
- Masz
przyłóż to- powiedział. Wzięłam od niego lód i przybliżyłam do nadgarstka. Gdy
lód dotknął mojej skóry poczułam kojące zimno.
-
Dlaczego jeszcze mnie nie zabiłeś?- spytałam po chwili.
- A
dlaczego miałbym cię zabić?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Bo
jeśli ktoś wchodzi ci w drogę zawsze go zabijasz. Wiec?
- No tak.
Zapomniałem, że mnie szpiegowałaś. Aż tak ci się podobam?- zaśmiał się.
-
Odpowiesz mi na moje pytanie?- zapytałam coraz bardziej podirytowana.
- Już
słoneczko. Nie zabiję cię ponieważ nie tego chce od ciebie- powiedział.
- A czego
chcesz ode mnie?
- Dowiesz
się w swoim czasie.
- Damon
posłuchaj mnie… Ja chciałabym się skontaktować z Lily i Caroline- powiedziałam
niepewnie.
- Nie ma
mowy!- krzyknął.
- Ale
Damon ja muszę się z nimi skontaktowac!- też wrzeszczałam.
-
Powiedziałem nie!
- Ale…
- Nie ma
żadnego ale Katherine. Zapomniałem przedstawić ci zasady. Jesteś moja, więc
robisz to co ja chce i to ja decyduje co robisz! Jasne?!- spytał. Nie miałam
zamiaru na to odpowiadać.
-
Spytałem czy jasne!- krzyknął.
- Tak- wyszeptałam.
- To
dobrze- powiedział łagodniej.
- Ale
musze powiedzieć Lily i Caroline, że nic mi nie jest- nie dawałam za wygraną.
-
Katherine posłuchaj mnie. Nie musisz martwić się o Lily i Caroline. Żadnej nie
stanie się krzywda. Potrafie ci to zapewnić. Te osoby, które mają je na oku nie
dadzą ich skrzywdzić pod żadnym pozorem. Obiecuję ci, że spotkacie się. Ale w
odpowiednim czasie- powiedział.
- Osoby,
które mają je na oku? Czyli kto?- do końca nie rozumiałam.
- To nie
jest ważne- powiedział.
- To jest
ważne Damon. To jest moja siostra. A Caroline też taktuje jak siostrę, czyli
też jet dla mnie ważna.
- O
bezpieczeństwo Lily dba Stefan, a o bezpieczeństwo Caroline jego brat Klaus.
- Czy to
ty…- nie mogłam wydusić z siebie tych słów.
- Czy to
ja zabiłem mamę Carolinę?- pokiwałam głową- Nie. I też nie wiem kto to zrobił.
Ale się dowiem. I ten ktoś za to zapłaci.
-
Dlaczego? Przecież nie znałeś Liz- powiedziałam.
- Kim Liz
dla ciebie była?- spytał.
- Jak
druga matka- odpowiedziałam szybko.
- Widzisz
była ważna dla ciebie. A ty jesteś ważna dla mnie. Dlatego każdy przez którego
cierpisz zapłaci za to co ci zrobił- oznajmił.
- Co?-
zapytałam zdziwiona.
- Kiedyś
ci to wyjaśnie, ale nie teraz. Nie jesteś jeszcze gotowa- powiedział. Nagle
zadzwonił telefon Damona. Spojrzał na wyświetlacz.
-
Katherine ja muszę teraz wyjść. Nie wiem kiedy wrócę, więc radziłbym ci
odpocząć-powiedział i skierował się w strone drzwi.
- Tylko
nie próbuj żadnych sztuczek- zagroził mi palcem.
- Dobrze-
mruknęłam. Uśmiechnął się i wyszedł.
Ogarnęło
mnie dziwne zmęczenie. Postanowiłam chwilę odpocząć. Tylko chwilkę…
Witam!
Jest trochę Katherine i Damona <3
Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Chciałam też wszystkim podziękować za miłe komentarze pod
ostatnimi rozdziałami.
Naprawdę się cieszę, że ktoś czyta moje wypociny i mu się
podobają.
To naprawdę motywuje.
Życzę wszystkim miłego tygodnia <3
Pozdrawiam Caroline.